niedziela, 3 stycznia 2016

I Rozdział

"Obmyj się z winy. Zetrzyj z siebie krew. Może w odbiciu nie zauważysz osoby, którą się stałaś." 

Poczuła otępiały ból w okolicy pępka. Próbowała skupić całą swoją uwagę na odpowiednim miejscu, do którego mogliby się bezpiecznie przeteleportować, lecz jak na złość wszystko w takim momencie wydawało  się być niewłaściwym wyborem. Nowa Kwatera pomimo tego, że była jeszcze niedokończona, a zaklęcia zabezpieczające skrajnie niedopracowane, stała się dla nich ostatnią deską ratunku. Ścisnęła mocniej dłoń swojego ukochanego oraz przyjaciółki i wyobraziła sobie miejsce, do którego mieli się przenieść. Poczuła mocniejsze szarpnięcie, lecz w tym momencie uścisk w jej prawej dłoni zelżał, a następnie zniknął. Przerażona chciała wrócić, jednak było już za późno. Wir wciągnął ich ciała, po czym we dwoje wylądowali na podłodze w salonie kwatery. Hermiona nie miała siły wstać. Targały nią dreszcze, a bezsilność zawładnęła całym jej ciałem. Zostawiła ją. Biedną, drobną Ginny. Zaszlochała, zakrywając twarz dłońmi. Poczuła po chwili delikatny ruch po jej lewej, a następnie ciepłą dłoń, która sunęła po jej ramieniu. Ron przysunął się do niej i wtulił ją do siebie. Nie był pewien co ma zrobić w tej sytuacji. Tak samo jak Hermiona był zagubiony, zdruzgotany i przede wszystkim przestraszony. Nieszczęście ciągnęło się za nieszczęściem. Śmierć Harryego, teraz Ginny... Jeśli coś jej się stanie, nigdy nie będzie mógł sobie tego darować. 
Nagle Hermiona wyrwała się z jego uścisku. Wstała gwałtownie i chwyciła za pierwszą lepszą rzecz, po czym rzuciła nią o ścianę, krzycząc najgłośniej jak potrafiła. Wazon roztrzaskał się na drobne kawałeczki. Woda spływała po śnieżnobiałej ścianie, zostawiając po sobie ciemne strużki. Kwiaty leżały pomiędzy odłamkami szkła. Samotność. Ból. Nagromadzenie uczuć sprawiło, że miała ochotę już tylko krzyczeć. Musiała wyładować emocje. Musiała się tego pozbyć. Samotność. Ból. 
Ponownie poczuła za sobą sylwetkę jej chłopaka. Ron wtulił się w jej plecy, kładąc podbródek na jej ramieniu. Jego oddech sprawiał, że kosmyki jej włosów podnosiły się i opadały, łaskocząc ją po twarzy. Jednak to tylko ją rozdrażniło. Odwróciła się do chłopaka. Złączyła dłonie w pięści i zaczęła uderzać go w klatkę piersiową. Jej drobne piąstki, nie wywoływały u niego bólu. Jednak ona z każdym uderzeniem czuła się jeszcze gorzej. 
-Okłamałeś mnie!- Wyrzuciła to z siebie.- Mówiłeś, że on zawsze sobie poradzi. Mówiłeś, że to Harry... Harry! Jak my mamy cokolwiek teraz zrobić?! 
Ponownie jej ciałem targnęły dreszcze. Do oczu dopłynęły łzy, które rozmazały twarz jej ukochanego. Pomimo tego widziała jego zakłopotany wyraz twarzy oraz niemożność. Nie potrafił jej pomóc. Ona sama nie potrafiła sobie pomóc. 
-Zostaliśmy. W. Tym. Do. Cholery.Sami!- Krzyczała i za każdym razem uderzała go w klatkę. 
Ron złapał jej piąstki i zamknął je w swoich wielkich dłoniach. Nagle poczuła się słaba. Zacisnęła wargi. Zamknęła powieki. Wypuściła z płuc powietrze. Pełen bólu szloch wypełnił główny pokój w kwaterze. Hermiona opadła w jego ramiona. Głowę położyła na jego ramieniu, a spływające łzy, moczyły jego koszulkę. Poczuła jego dłoń, która złapała ją za nogi, po czym uniosła do góry. Otuliła ramionami jego szyję, przyciskając się do niego jak najmocniej. Potrzebowała ciepła. Potrzebowała kogoś, kto ją zrozumie, pocieszy. Tak bardzo się bała. Przyszłość... stała się niepewna. Jej życie stało się niepewne. Spojrzała na twarz Rona i przyjrzała mu się bliżej. Nos i policzki pokrywały piegi, które idealnie komponowały się rudą czupryną włosów, które mokre przez deszcz, przyklejały się do jego skóry. Co jeśli to ostatni raz, kiedy go widzi? Ta myśl sprawiła, że jej żołądek podskoczył fikołka, a w jej serce wbiła się ogromna igła. Zamknęła oczy i ponownie wtuliła się w jego ramię. Nie może tak myśleć. On będzie żył. Ona będzie żyła. Wszyscy będą żyli. 
-Ron...-wyszeptała, gdy przeszedł przez próg jednego z pokoi. Ułożył ją na łóżku i przykrył kocem. Przysiadł obok niej i spojrzał na nią z czułością. Kciukiem pogładził ją po policzku, wycierając zaschnięte łzy.-Co... co jeśli Ginny też...
-Ona żyje Hermiono- przerwał jej szybko.-Może nie wygląda na silną, ale wiesz jaka ona jest... na pewno sobie poradzi. Za nim się obejrzymy będzie tutaj z nami cała i zdrowa. 
Posłał jej smutny uśmiech, na który ona odpowiedziała skinieniem głowy. Westchnęła i zamknęła powieki. Czuła, że zmęczenie organizmu przezwycięży obawę i strach. Wiedziała, że nie będzie to spokojna noc, jednak musiała choć przez moment wypocząć. 
-Śpij- wyszeptał, po czym złożył na jej czole delikatny pocałunek.- Zajmę się wszystkim. Obiecuję. 
Poprawił jej włosy, po czym wstał z łóżka. Sprężyny powróciły do pierwotnego stanu, sprawiając, że Hermiona lekko drgnęła. Delikatny zgrzyt nienaoliwionych drzwi, oznajmił, że została sama. Cisza, która ją otaczała stała się przytłaczająca i męcząca. W jej głowie widniały tylko obrazy walki. W uszach brzęczało od krzyków umierających. Czuła jak po jej dłoniach płynie krew, zabitych przez nią osób. Nigdy nie myślała, że będzie musiała posunąć się, aż tak daleko. Zabić. Zrobiło jej się niedobrze. Szybko wydostała się spod koca, po czym skierowała się do drzwi po lewej stronie dwuosobowego łóżka z czarnym, zniszczonym baldachimem. Łazienka mieściła w sobie malutką umywalkę z pustym pojemnikiem na mydło, toaletę oraz prysznic, z urwanymi drzwiczkami. Lustro nad umywalką wisiało zakurzone i brudne. Widziała w nim swoje rozmyte odbicie, jednak cieszyła się, że nie musiała się oglądać w takim stanie. Załamana. Przerażona. Bez jakiejkolwiek kontroli nad sytuacją. Odkręciła kurek, nastawiając na ciepłą wodę, która jednak nie poleciała. Przysunęła dłonie pod strumień wody, napełniając je. Zamknęła na chwilę powieki, a gdy ponownie je otworzyła, woda, która zgromadziła się w jej rękach, przybrała czerwony kolor. Szybko wypuściła ją z dłoni. Bez zastanowienia zaczęła szorować dłoń o dłoń, próbując pozbyć się tego uczucia. Zabiła. Zabiła. Zabiła. Jej myśli szalały. Jej serce biło jak opętane. A ona nadal miała świadomość, że jej dłonie pokrywa krew. Zaszlochała głośno, zaciskając ręce na końcach umywalki, aż pobielały jej knykcie. 
-To nie jest prawdą...- powtarzała sobie.- To nie jest prawdą.
Sięgnęła do pojemnika, próbując wydobyć z niego chociaż kropelkę mydła, jednak jak na złość nic nie poleciało. Odsunęła trzęsące się mocno dłonie. Nogi ugięły się pod nią. Chłód podłogi otoczył całe jej ciało. Zbliżyła kolana do siebie, opuszczając na nie swój  podbródek. Zamknęła powieki, czując, że łzy ponownie napływają do jej oczu. W pustce jaką czuła, ból łączył się z nienawiścią do siebie, do Voldemorta, do Harryego, do całego przeklętego świata. W uszach jej brzęczało. W brzuchu czuła nieprzyjemne wiercenie, a w przełyku gule. Przed oczami widziała twarz.... swojej pierwszej ofiary. Puste, otwarte oczy wpatrujące się w nią. Sine wargi. I krew... wszędzie szkarłatna krew, której rdzawy zapach, łączył się z jej poczuciem winy. Wtuliła się w siebie mocniej, wydając głośniejszy szloch, który odbił się echem w pomieszczeniu. Zagłuszyła go jedynie płynąca z kranu woda, która uderzała o porcelanową umywalkę, po czym spływała wprost do ciemnych i okropnych kanałów. Parsknęła pod nosem zdając sobie sprawę, że jej dusza jest tak samo odrażająca jak te kanały.

***

Gdy tylko się przebudził, poczuł pulsujący ból, który sięgał jego skroni. Podniósł dłoń, chcąc rozmasować obolałe miejsce, lecz przeszkodził mu w tym kawałek metalu ciążący na jego nadgarstku. Spojrzał ze zdziwieniem na bransoletę, która okalała jego skórę i szarpnął za nią mocno. Szorstka powierzchnia podrażniła jego ciało, z którego już po chwili polała się krew. Zaprzestał próby zdjęcia ustrojstwa , jednak jego myśli wciąż szukały sposobu. Oparł głowę o kamienne bloki, z pomiędzy których wyrastał mech. W powietrzu czuć było wilgoć, która sprawiała, że chłopakowi cały czas chciało się kaszleć. Gdy tylko to się zdarzyło, czuł jak jego płuca płoną, a całe ciało drży z wysiłku, który musiał wykonać. Nigdy jeszcze nie był tak słaby. Nigdy jeszcze nie czuł się taki bezsilny. Czuł się... pusty. Śmierć najbliższego przyjaciela, wspaniałego brata i kopana do żartów, sprawiły, że odechciało mu się żyć. Nagle usłyszał jęk. Zmrużył powieki. W ciemności dojrzał kształt, znajdujący się po drugiej części celi. Nie był sam. Nieznajomy przebudził się najprawdopodobniej przed momentem i zaczął  również szarpać za łańcuchy.
-To na marne.
Zastygł, gdy usłyszał jego głos. Przez moment najwyraźniej spierał się w sobie, lecz później zaprzestał starań i również opadł bez sił.
-Nie mogłem trafić lepiej...
George usłyszał znienawidzony w czasach szkolnych głos nauczyciela. Severus Snape, przestrach całego Hogwartu...Teraz jego kompan w celi. Gdyby tylko miał siłę, pewnie śmiałby się z niedorzeczności tej sytuacji. Mężczyzna przed nim nie miał jednak w sobie ani krztyny wesołości. Jego ruchy były nerwowe. Ciało trzęsło się w dziwnych spazmach, a z ust co po chwilę wydobywał się jęk bólu.
-Czy wszystko w porządku?-Spytał, gdy gwałtownie złapał się za przedramię.
Snape fuknął pod nosem i spojrzał na niego przenikliwymi oczami. Rudzielec widział gniew, może nawet i furię, która wrzała w nauczycielu.
-Oczywiście, że nic nie jest w porządku!-Odwarknął mu.-Nie powinno mnie tu być, powinienem być martwy!
George spojrzał na mężczyznę, marszcząc czoło. Kompletnie nie rozumiał jego wybuchu. Jednak mężczyzna zapalił w nim iskierkę złości, która z chwili na chwilę coraz bardziej pochłaniała jego umysł.
-Powinieneś się cieszyć, że żyjesz... niektórzy nie mieli tyle szczęścia.-Odpowiedział chłodno.
Severus skwitował jego wypowiedź krótkim śmiechem.
-Od kiedy przeszliśmy na ty panie Weasley?-Spytał, cały czas ściskając dłoń na przedramieniu. Zacisnął usta i wysyczał.-Jesteś zbyt młody żeby cokolwiek zrozumieć. Myślisz, że śmierć brata sprawiła ci prawdziwy ból? Gdybyś postawił się na moim miejscu...
Przerwał i ponownie zaśmiał się bez krzty wesołości.
-A zresztą... po co ja ci to mówię. I tak za niedługo dołączysz do swojego braciszka, a ja... ja nadal będę żył. Czy to dopiero nie ironia?
George złączył dłonie w pięści i spojrzał na mężczyznę pełnym nienawiści wzrokiem. Jak on mógł?! Chociaż... czego mógł się spodziewać. Snape nigdy się nie zmieni. Zawsze będzie cholerykiem z lochów, którego głównym celem jest zniszczenie radości wszystkim dookoła. Pomimo tego, że George nie raz widział w tym mężczyźnie coś, co pozwalało mu uwierzyć, że nosi tylko i wyłącznie maskę. Jednak dziś... granica została przekroczona. Dotknął on bowiem najbardziej bolesnego wspomnienia. Łzy napłynęły do jego oczu. Pragnął zapłakać. Wydobyć z siebie ogromny ból, który nie pozwalał mu nawet zamknąć oczu, bowiem gdy tylko to robił widział jego twarz. Łzy jednak jak na złość nie spływały z jego oczu. Nie pocierał ich. Chciał czuć nieprzyjemne mrowienie oraz bolesną gulę, która rosła w jego gardle. Chociaż w taki sposób mógł okazać żałobę po swoim bracie. W taki sposób mógł się pożegnać.

***

Szedł tuż za swoimi rodzicami. Delikatne, lecz stanowcze kroki  matki oraz pełne autorytetu kroki ojca, rozbrzmiewały w korytarzu, mieszając się z głośnymi uderzeniami jego serca. Był przerażony. Nie spodziewał się, że sprawy potoczą się w ten sposób. Pomimo tego, że stał po stronie Czarnego Pana, nie czuł radości, mocy, ani potęgi. Obraz zwycięstwa, który przychodził mu do głowy był skąpany w krwi. Krwi niewinnych ludzi, którzy bronili szkoły. Przed oczami ciągle widział ludzi, którzy ginęli od zaklęć śmierciożereców. Czuł się winny ich śmieci, chociaż żadne z jego zaklęć nikogo nie dotknęło. Wyrzuty sumienia rosły w nim, z każdym krokiem. Potęgowało to bolesne pieczenia na przedramieniu. Voldemort był szczęśliwy..., aż za bardzo szczęśliwy. Draco wiedział, że pomimo wygranej nad szkołą ich przywódca nie osiądzie na laurach. Dla niego to za mało. Rozpoczną się kolejne misje, a on będzie musiał w końcu kogoś zabić. To tylko kwestia czasu. Brak jego ojca chrzestnego dodatkowo utrudniał jego pozycję. Severus bowiem dzięki nieciekawej opinii i okropnych plotek, które krążyły wokół jego osoby, stał dość blisko osoby Czarnego Pana. Zawsze umiał w delikatny sposób wyperswadować poważne misje, która miał mu zlecić. A teraz... został zdany tylko na siebie.
Drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się z hukiem. W środku znajdowali się już prawie wszyscy. Draco rozejrzał się dookoła. Ze ścian zniknęły flagi domów. Z sufitu pozbyto się świec, a zazwyczaj pogodne niebo zastąpiły czarne, burzowe chmury. Pomieszczenie było przyciemnione. Jedynymi źródłami światła były pochodnie zawieszone na ścianach. Na miejscu, gdzie kiedyś znajdował się stół nauczycielski, teraz znajdował się ogromny tron, wykonany z czarnego drewna. Zasiadał na nim nie kto inny jak sam Lord Voldemort, a w jego nogach wiła się Nagini*. Lucjusz ustawił się po lewej stronie tronu, zostawiając rodzinę w tłumie śmierciożerców. Czarny Pan powstał. Rozmowy ucichły, a w powietrzu dało się odczuć nieprzyjemne napięcie, które sprawiało, że u zgromadzonych serca zabiły mocniej.
-Dopiero teraz...wszystko zacznie się od nowa! To nasz czas, nasza era! Już za niedługo ruszymy dalej, lecz teraz powinniśmy zapewnić młodym umysłom lepsze wykształcenie. Nie uważacie?!
Krzyki aprobaty rozniosły się po sali. Draco spojrzał na matkę, która jednak zlekceważyła go. Jej kamienna twarz skierowana była w stronę podestu, a oczy ciągle wodziły za Czarnym Panem. Strach był potężniejszy niż wszystko. Rozumiał to. Nie miał jej tego za złe.
-Tą kwestię przedyskutuję jednak z wewnętrznym kręgiem.-Ponownie zasiadł na tronie, a Nagini owinęła się wokół jego stopy.-Wyniki naszych obrad podam na wieczornej naradzie, na której również zaproponuję kilka wycieczek.
Wielu śmierciożerów ożywiło się na ostatnie słowa. Najwyraźniej nie mieli dość przelewu krwi, a ich mordercze zapędy nie zostały jeszcze zaspokojone. Wszyscy niezaproszeni na drugą część spotkania odeszli bez większych problemów z Wielkiej Sali. Draco odwrócił się w stronę ojca, który pobladł straszliwie. Tuż przy nim stał Czarny Pan, a jego wężowe oczy spoglądały na mężczyznę przenikliwie. Draco odwrócił wzrok. Legitymacja w wykonaniu Voldemorta nie była delikatna. On nie bawił się w proszenie, wkraczał do umysłu, burząc wszystkie bariery i zabierając garściami wszystko co go interesowało.

***

Poczuła jak ktoś wyrywa ją z uścisku przyjaciółki. Silne męskie ramiona złapały ją i uderzyły jej ciałem o ziemię. Poczuła jak zapiera jej dech w piersiach. Łapczywie łapała ponownie powietrze,w którym wyczuła zapach swojej własnej krwi. Miała zawroty głowy, a jej czaszka pulsowała od okropnego bólu. Resztkami sił spojrzała na swojego oprawcę, którego ciemne oczy wpatrywały się w nią z niemałą satysfakcją. Przez jego twarz ciągnęła się świeża rana, z której ciekła krew. Mężczyzna będący w szale bitewnym jednak nie zwracał na nią uwagi. Zapewne również nie czuł bólu. Pochylił się nad nią, a czubek jego różdżki wbił się w jej gardło. Wykrzywił usta w uśmiechu satysfakcji.
-Nie bój się maleństwo...-Jego głos był zachrypnięty, a odór który wydobywał się z jego ust, sprawił, że Ginny odwróciła twarz w bok.- Spójrz na mnie.
Wbił swoje palce w jej podbródek i boleśnie przekręcił jej twarz w swoją stronę. Usilnie starała się wyrwać z jego uścisku, jednak mężczyzna był o wiele silniejszy. Szukała w tłumie najbliższych, którzy mogli by jej pomóc, lecz nikogo nie mogła dostrzec. Czyżby wszyscy zdążyli się aportować?
-Zostałaś sama...-powiedział, jakby na potwierdzenie jej myśli.-Już nikt ci nie pomoże... nikt.
Rookwood przejechał różdżką po jej szyi. Kierował ją coraz niżej, cały czas spoglądając w oczy swojej przyszłej ofiary. Znalazł w nich strach, który jeszcze bardziej zmotywował go do dalszych działań.
-A może jeszcze cię nie zabiję...-Zastanawiał się głośno.-Będziesz moją maleńką zabawką, która będzie słuchała wszystkiego co każe jej robić. Spodobałoby ci się to?
Spytał, a jego dłoń powędrowała w stronę jej policzka, po którym przejechał delikatnie. Ginny zadrżała ze strachu. Wolałaby umrzeć, niż zdać się na łaskę tego bydlaka. Mężczyzna dotarł palcem do jej ust i przjechał po nich, a w jego oczach pojawiły się iskierki zadowolenia. Ginny wykorzystała moment. Otworzyła usta i wgryzła się w jeden z palców mężczyzny. Rookwood zawył z bólu, łapiąc się za dłoń, z której trysnęła krew. Ginny uderzyła go kolanem w brzuch, po czym sprawnie wywinęła się spod jego ciężaru. Gdy wstała, rozejrzała się dookoła. Nie miała gdzie uciec. Wszędzie latały śmiertelne zaklęcia. Na murach szkoły natomiast zorganizowały się już wojska Voldemorta. To był już koniec. Krzyknęła nagle z bólu. Poczuła ugodzenie w plecy oraz głośny okrzyk Crucio. Trzęsła się w niewyobrażalnym bólu, który sprawiał, że nie pragnęła niczego innego niż tylko śmierci. Każda kończyna jej ciała pulsowała tępo, jakby ktoś miażdżył i ciął je jednocześnie. Najgorszym ból jednak rozniósł się po jej czaszce. Słyszała triumfalny śmiech Rookwooda. Była przygotowana na śmierć. Wiedziała bowiem, że mężczyzna nie był skory do ułaskawienia swoich ofiar. Modliła się już tylko o szybki koniec.
Nagle jednak wszystko zniknęło. Obawiała otworzyć się oczu. Nie chciała widzieć morderczego wyrazu twarzy mężczyzny, ani zielonego płomienia, którym zapewne w nią ugodzi. Jednak tak się nie stało. Zamiast tego, poczuła jak ktoś łapie ją za rękę. Poczuła nieprzyjemne ukłucie w pępku i zanim straciła przytomność, zauważyła twarz kobiety. Miała piękne czarne włosy, które okalały bladą twarzy, wykrzywioną w strachu. Jej zielone oczy spoglądały na nią z obawą oraz nadzieją. Później jej obraz zalał się już tylko w czarną plamę. Nastała ciemność...


*Nagini została ostatnim horkruksem 

Do Waszych rąk trafia pierwszy rozdział, jak wrażenia? Jak na razie poznajemy bliżej głównych bohaterów, którzy zaleźli się w dość nieciekawej sytuacji. Nikt nie mówił, że będzie kolorowo! Jeśli jeszcze nie zerknęliście do zakładki <Bohaterowie> to teraz jest na to czas. Chcę jeszcze podziękować za komentarze pod prologiem. Cieszę się, że niektórzy moi dawni czytelnicy zawitali tutaj! Chcę powitać również tych nowych, mam nadzieję, że przekonacie się do mojego stylu : )





18 komentarzy:

  1. Mogę tylko powiedzieć WOW brak mi słów... piszesz genialnie te opisy, dokładność i emocje są wspaniałe. Czytelnik czuje się jakby tam był. Gratuluję wyobraźni ;) Będę tu zaglądać, bo zapowiada się fajna historia
    Czekam na next!
    Weny ;)
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam być szczera? Może to wynik całkowitej zmiany świata, w którym poruszają się wykreowani przez Ciebie bohaterowie. Tematyka jest o wiele trudniejsza, nie pozwala się odprężyć tak, jak można było w pewien sposób zrobić przy czytaniu Twojej poprzedniej historii. Czułam przez cały czas napięcie, które jedynie wzrastało zamiast maleć. I podobało mi się to. ;)
    Trochę zdziwiłam się reakcją walczących o Hogwart, ale po chwili przemyśleń, doszłam do wniosku, że to całkiem rozsądne rozwiązanie. Zwłaszcza że morale, no nie ukrywajmy, ale spadły, co najmniej, do zera, jeżeli nie niżej. I co zrobiłaś Ginny, okrutna? Lubię ją, zniechęciłam się do filmów tylko dlatego, że ją tak bardzo spłaszczyli i zrobili z niej małą, cichą dziewczynkę. Ale... Przeżyje? Chociaż nie jestem pewna, czy jej dalsza egzystencja będzie miała dla niej jakikolwiek sens po śmierci Harry'ego. I jeszcze sprawa uwięzienia George'a i Snape'a. On przypadkiem nie umarł? W książce Voldemort zabił go, by zostać właścicielem Czarnej Różdżki. I jeszcze jego wspomnienia, które nakłoniły Harry'ego, by poszedł do lasu na małe randez-vous z Czarnym Panem. Jestem ciekawa, czy masz jakieś wytłumaczenie, czy tylko nagięłaś trochę fakty, by pasowało do historii? A może po prostu niedopatrzenie? :")
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    wieczne-pioro-cassie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napomniałam, że troszeczkę pozmieniam fakty. Oczywiście nagłe ożywienie będzie wytłumaczone w dalszych rozdziałach :)

      Usuń
  3. W końcu miałam chwilę, żeby przeczytać.
    I bardzo mi się podoba. Całość jest utrzymana w bardzo mrocznym i dość przygnębiającym klimacie i to idealnie pasuje do całego zamysłu. Jestem niesamowicie ciekawa jak poprowadzisz dalej fabułę i jak wyjaśnić przeżycie Snape'a :) Ja w jednym ze swoich opowiadań też go ocaliłam i bardzo mnie ciekawi w jaki sposób ty wytłumaczysz taki obrót spraw :)
    Życzę dużo weny i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)
    Pozdrawiam :)


    We make our own sense...
    They didn't want to get older

    OdpowiedzUsuń
  4. Już dawno miałam ochotę przeczytać coś z alternatywnym zakończeniem, więc cieszę się, że ktoś podjął się napisania. Nie wygląda to na odprężające opowiadanie, w którym czasem przewijają się zwyczajne kłopoty. Od pierwszych zdań widać, że do jasnych i lekkich nie należy. Miła odmiana. Świeża :) Mam tylko nadzieję, że nie będzie w tym zbyt dużo i zbyt długo Romione, bo to jest mi w stanie popsuć wszystko, a chętnie zostałabym dłużej z tym opowiadaniem :)

    Pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  5. Z przyjemnością będę czytać Twoje opowiadanie, mroczna alternatywa jest bardzo ciekawa. Nie przeszkadza mi, że Snape ożył ponieważ u mnie jest podobnie :)

    Pozdrawiam i weny życzę!
    Zapraszam do mnie na kolejny rozdział "Powojennego życia Hermiony G."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nominowałam Cię do Liebster Blog Award :)

      http://fanfik-trojmagiczny.blogspot.com/2016/01/fanfik-trojmagiczny-rozdzia-2-kilka.html

      Usuń
  6. Bardzo mi się spodobało. Będę czekać na kolejny rozdział. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Tu ani trochę nie jest kolorowo! :O Ale jest Seeev! <3 To już wystarczy, żeby było dobrze.
    Czasem fajnie poczytać coś w takim mrocznym klimacie ;) Bardzo mi się podoba i na pewno będę tu zaglądać. Czekam niecierpliwie na następny ;)
    W wolnej chwili zapraszam na mój nowy blog: sevfiction.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wspomnę o tym, że umiesz pisać, bo to zrobiłam w komentarzu pod prologiem. Nie będę się także rozpisywać na temat kunsztu opisów, bo to także zostało już zrobione. Dodam tylko, że opowiadanie trzeba sobie dawkować (przynajmniej ja muszę), bo po przeczytaniu dwóch notek uformowała mi się w gardle dość dużych rozmiarów gula, a całość została spotęgowana cytatem pod postacią George'a. Coś czuje, że czytając to, polecą łzy. Mimo to, zaryzykuję.
    http://dramione-naucz-mnie-latac.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiam Snape'a, więc możesz go zabijać i ożywiać na nowo, chociaż nie za często proszę, bo moje serce tego nie wytrzyma :D

    Z przyjemnością stwierdzam, że będę czytać dalej, bo zapowiada się no no no :D
    Pozdrawiam

    Grangervelsnape.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  10. No, wreszcie jestem! Rozdział bardzo mi się podoba, a jaki szablonik masz śliczny :D
    Wybacz, że tyle to trwało, ale ktoś powiadomił mnie, że do mojego rozdziału wkradło się kilka błędów, więc musiałam natychmiast je skorygować. Przeczytanie całości trochę zajmuje, jak zapewne wiesz.
    Doceniam fakt, że wpadłaś na coś nowego. Nie mamy często do czynienia ze zwycięstwem Czarnego Pana. Zapowiada się niezwykle interesująco, mrocznie i niebezpiecznie. Już to kocham! :D
    Hermiona bardzo naturalna i ludzka. Tyle w niej emocji. Wielkie brawa za kreację jej postaci zarówno w tym rozdziale, jak i w prologu. Kupuję wszystko co napisałaś.
    Ron... zawsze mnie denerwował. Niezależnie czy książka, film czy fanfick. Tutaj... toleruję go. Ron nie zachowuje się w końcu jak idiota. Wielki plus, naprawdę ogromny ^^ Ron dający się znieść - nie do wiary :D
    Jest i mój ukochany Severus <3 Ciekawy pomysł, żeby uwięzić go z Georgem. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Miejmy nadzieję, że się nawzajem nie pozabijają w tym więzieniu. Snape chamski strasznie, ale to w sumie bardzo w jego stylu. On sam nigdy sobie na łzy nie pozwalał.
    Draco tchórzliwy, ale w sumie zdziwiłabym się, gdyby było inaczej. Coś czuje, że może mnie tutaj irytować i to poważnie.
    Co Ty dalej zrobisz z naszymi bohaterami? Co oni zrobią? Kim jest ta kobieta, ratująca w końcu życie biednej Ginny? Czy panna Weasley będzie potrafiła żyć bez Harry'ego?
    Tyle pytań, że aż głowa boli.
    Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów.
    Pozdrawiam i weny :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Masz naprawdę duży talent. Z przyjemnością czytam ten jak i twój inny blog "Another love". Mam nadzieję, że szybko "odnajdziesz się z tą historią" i... uszczęśliwisz fanów bloga ;p.

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny rozdział <3 Jestem ciekawa co się stało z Ginny. Mam nadzieję, że przeżyje.
    No i zastanawia mnie, jak odbędzie się pierwsze spotkanie Draco i Hermiony.
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.

    Życzę weny i pozdrawiam :)

    Maggie Z.

    OdpowiedzUsuń
  13. Podoba mi się to, że piszesz z punktu widzenia różnych osób, to coś co mi samej nigdy za bardzo nie chciało wyjść ;p.
    Rozumiem, że Ginny pomogła stworzona przez ciebie Dołohow? Podejrzewam, że w takim razie nie trzyma się z rodziną i postanowi walczyć po dobrej stronie.
    Czyżby Snape stał się nieśmiertelny :D?
    Mam nadzieję, że kolejne rozdziały tak jak prolog i rozdział pierwszy będą pełne dramy, a dobrzy będą się musieli bardzo postarać.
    Czekam na kolejne i w wolnej chwili zapraszam do siebie ;).
    [malfoy-issue]

    OdpowiedzUsuń
  14. Dzisiaj nadrabiam wszelkie zaległości, tak więc w końcu mogłam tutaj dotrzeć. Rozdział pierwszy tak samo jak prolog, bardzo ciekawy. Czekam na więcej! ;)


    Zapraszam na nowy rozdział. ---> http://dzikiepochlebstwa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  16. Podoba się? To za mało powiedziane, jestem zachwycona! :D
    Moment gdy Hermiona myła ręce ubrudzone krwią przypominał mi do złudzenia Makbeta. Tam też była postać, która przerażona tym do czego musiała się posunąć starała się zmyć niewidzialną krew.
    Lece czytać co dalej z Ginny i resztą :)
    szkarlatna-milosc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy