środa, 3 lutego 2016

III Rozdział

Rozdział dedykuję Lacercie. Dziękuję za pomoc!

"Obezwładnia, umyka, zabija, ucieka"

Nikłe światło wydobywało się z wnęki, umiejscowionej wysoko nad ich głowami. W jego strudze, tańczyły drobinki kurzu, które od jakiegoś czasu stały się rozrywką dla Severusa. Oglądał je, starając się nie myśleć o nieprzyjemnym odorze, który unosił się w pomieszczeniu. Śmierdziało zgnilizną, wilgocią oraz nimi samymi. Severus mógłby przysiąc, że znajdują się blisko jeziora, ponieważ co jakiś czas słyszał odległe zawodzenie syren. Oczywiście, gdy tylko nie przeszkadzały mu w tym okrzyki bólu dochodzące z innych cel.
Był zdziwiony tym, że znaleźli sposób żeby go uratować, a na dodatek pozwalają mu żyć. Od momentu przebudzenia, żaden ze strażników nie zaglądnął do ich celi, na wpół zajętej przez ciemność. Otulała go, szeptała mu do ucha, kołysała go do snu, z którego miałby się nigdy nie obudzić. Chciał umrzeć. Oh, jak bardzo chciał umrzeć, aby nie móc się przydać jeszcze Czarnemu Panu. Jednak… to, że trzymali go tak długo świadczyło, że przygotowują dla niego plan.
Usłyszał jęk swojego towarzysza, który już po chwili uchylił powieki i zamrugał kilka razy. Severus nie miał nic do tego chłopaka. Rozumiał go. Jego ból i cierpienie. Nigdy nie życzyłby mu takiego końca. Jednakże w tej sytuacji, byłoby to dla niego najlepsze rozwiązanie.
-Coś nowego?- Spytał, a w jego głosie pobrzmiewała ironiczna nutka.
Nie winił go za to. Musiał znaleźć sposób, w którym przetrwa ten okres. Jeśli taka miałaby być jego gra, dlaczego on nie mógł ciągnąć jej dalej?
-Nowa współlokatorka trafiła do cali naprzeciwko.- Odpowiedział, starając się brzmieć naturalnie, jakby mówił o pogodzie, a nie o potencjalnej ofierze.-Jeszcze się nie obudziła.
-Czyli zwiększa się liczba wesołej gromadki- fuknął pod nosem i oparł potylicę o kamienną ścianę.
Zapadła cisza, którą co jakiś czas przerywały głuche pojękiwania, które odbijały się echem. Czekanie. To było najgorsze. Sekunda za sekundą. Czas leciał, cały czas przybliżając się do nieuniknionego. Do śmierci.
-Jak myślisz…- Zaczął słabym głosem.-Dużo nam pozostało?
-To zależy.
Ponowne fuknięcie wydobyło się z ust Georga. Severus wiedział jak bardzo niepocieszony jest. Chciał działać. Lecz każdy jego plan kończył się fiaskiem. Wiedział, bo sam nie raz to przeżywał. Ichniejsza sytuacja okazała się być ślepym zaułkiem. Przed sobą mieli kamienną ścianę, a za sobą oddziały Voldemorta.
-Od czego to zależy Snape?- Spytał, wyraźnie zdenerwowany. -Od woli Voldemorta? Od jego kaprysu? Powiedz!
W pomieszczeniu rozniósł się okropny zgrzyt otwieranych krat.
-Aktualnie od ciebie - zaczął, ściszając głos.- Strażnicy weszli, jeśli nie zaprzestaniesz swojego nagłego zrywu, już zaraz możesz zobaczyć się z bratem.
George zastygł w bezruchu. Severus natomiast wodził wzrokiem za sylwetkami mężczyzn. Zatrzasnęli za sobą metalowe drzwi, a ich huk zagłuszył ich gardłowy śmiech. Byli nad wyraz szczęśliwi ze swojej fuchy. Bez problemu rozpoznał ich twarze, których nie ukryli pod maskami. Przebrzydłe sługusy. Uwielbiali tortury. Wręcz błagali Czarnego Pana, aby to oni mogli pomęczyć ofiarę. Młodzi, niedoświadczeni, ale za to aż do bólu kreatywni. Ich kroki łączyły się wraz z mocnymi uderzeniami serca Severusa. Coraz bardziej zbliżali się do ich celi. Kątem oka zauważył, że jego towarzysz głośno przełyka ślinę. Czyżby to był już ten czas? 
Barth zauważył jego czujny wzrok i posłał w jego kierunku uśmieszek zadowolenia. Severus pomimo tego, że w środku, aż buzował ze złości, na zewnątrz starał się przybrać maskę spokoju i opanowania. Udało mu się. Zmroził młodziaka obojętnym spojrzeniem, na które ten zaczerwienił się, aż po czubki swoich odstających uszu.
-Przyjdzie czas i na ciebie, starcze.-Podszedł do kraty i wysyczał tuż przy jego twarzy.
-Czy gdybym nie był w łańcuchach również odważyłbyś się to powiedzieć?-Spytał i wymusił na sobie ironiczny uśmiech.
Czuł pulsujący ból, który rozniósł się po jego twarzy. Musiał mieć okropną ranę, która przy delikatnym ruchu, ponownie się otworzyła. Już po chwili poczuł zapach krwi.
Berth zaśmiał się krótko i odszedł od krat.
-Przekonamy się niedługo.
Rzucił i odwrócił się zanim Severus zdążył cokolwiek powiedzieć. Jego towarzysz, niejaki Gary Harris, był dość niski, lecz na nieszczęście jego rywali, zdawał sobie sprawę z plusów takiej budowy ciała. Twarz jak zawsze wykrzywioną miał w grymasie, lecz tracił dużo przez pryszcze, które pokrywały jego policzka. Wiek młodzieńcy dał o siebie znać dość boleśnie, sprawiając, że po części wzbudzał u swoich ofiar żal, a nie strach.
Harris chwycił za różdżkę i wymierzył jej końcówką w zamek celi, która znajdowała się na przeciwko ich. Zamek ustąpił, a drzwi ze zgrzytem uchyliły się. Severus usłyszał cichy, kobiecy jęk.
-Może dzisiaj będziesz bardziej rozmowna.-Barth zwrócił się do niej głosem mrożącym krew w żyłach.
Kobieta nic nie odpowiedziała. Severus zobaczył jedynie jak chowa się w kącie swojej celi. Barth zwrócił swoją różdżkę w jej stronę i uśmiechnął się sadystycznie.
-A może jednak?-Spytał i przykucnął.
Kobieta pokręciła głową. Barth jakby oczekując takiej odpowiedzi, z uśmiechem wbił w szyję kobiety różdżkę, a pod nosem wypowiedział zaklęcie. Jej krzyk rozniósł się po pomieszczeniu, sprawiając, że Severus wciągnął ze świstem powietrze. Gdy upadała na podłogę, struga światła oświetliła jej twarz. Delikatną cerę pokrywała warstwa brudu i krwi, jednak jej oczy...
Wiedział, kim jest.
-I tak dowiemy się, gdzie podziała się twoja córeczka.
Harris oparł się o ścianę, a w dłoniach obracał swoją różdżkę. Jego głos był obojętny oraz przerażająco spokojny. Był maszyną. Torturował i zabijał bez mrugnięcia okiem. Nie miał skrupułów.
-Gdzie jest Beatrisa?-Spytał i uśmiechnął się delikatnie.
Kobieta wciągnęła do płuc powietrze i zaśmiała się szyderczo. Jej szmaragdowe oczy z kpiną wpatrywały się w mężczyzn.
-Nigdy wam tego nie powiem.
Ponownie po pomieszczeniu rozniósł się jej krzyk, któremu akompaniował śmiech Harrisa. Snape zamknął oczy i oparł czoło o kraty. Nie mógł uwierzyć, że wyszkolił takiego potwora.

***
Przebudziła się, gdy usłyszała huk dochodzący z drugiego pomieszczenia oraz głośne przekleństwo. Niezdarnie wygramoliła się z łóżka. Czuła jak nogi uginają się pod jej ciężarem. Nie wiedziała ile już tutaj leżała. Gdy kładła się spać przez uchyloną firankę, widziała rozgwieżdżone niebo. Teraz zasłonka została poprawiona, a ona nie mogła dostrzec już  pory dnia . Złapała się za metalową ramę łóżka i wymusiła na sobie kilka pierwszych kroków. Po całym jej ciele rozniósł się okropny ból. Zacisnęła mocno wargi i nie zwracając uwagi na obolałe ciało, ruszyła przed siebie. Dłońmi starała się zapewnić sobie miejsce podtrzymania, a nogami powoli szurała po podłodze. Z pomieszczenia obok nadal dochodziły dziwne odgłosy. Rudowłosa rozejrzała się po pokoju, jednak nie zauważyła w nim swojej różdżki. Dziwne, gdybym ot tak leżała tuż pod jej nosem. Złapała się za ramę drzwi i wychyliła głową. Dziewczyna, która zabandażowała jej rany, krzątała się po niewielkim aneksie kuchennym, wyraźnie zdenerwowana. Przystanęła nagle przed kuchenką i uderzyła w palnik. Nic się nie wydarzyło.
-Przecież to nie może być takie trudne...-warknęła pod nosem i założyła ręce na biodra.
Ginny nagle zwinęła się w pół, a z jej ust wydobył się przeraźliwy syk. Dziewczyna zaalarmowana dźwiękiem, podbiegła do niej i złapała ją za ramiona. Nogą przysunęła krzesło, na którym później ją usadowiła.
-Co cię boli?- Spytała drżącym głosem.- Spróbuj wytrzymać, zaraz dam ci eliksir wzmacniający.
Ginny skinęła tylko  głową i otuliła rękami swój brzuch. Czuła jakby tysiące noży wbijało się w jej ciało. Ból był ogromny, jednak gdy dziewczyna wlała do jej gardła miksturę, a pod nosem wymruczała nieznaną jej inkantację, powoli zaczął ustawać. Ginny zerknęła na nią z zaskoczeniem.
-Kilka przydatnych trików, gdy nie ma w pobliżu różdżki- odpowiedziała wzruszając ramionami.
Ginny nie chciała drążyć tematu. Zachowanie dziewczyny utwierdziło ją jednak w przekonaniu, że miała ona wcześniej kontakt z czarną magią, bowiem zaklęcie, które wyszeptała niosło za sobą niebezpieczną moc. W powietrzu czuć było nadal pewne napięcie spowodowane czarem.
-Nie powinnaś była się ruszać z łóżka. Jest jeszcze na to za wcześnie.-Powiedziała rzeczowym tonem i pomogła jej wstać z krzesła.
Już po chwili ponownie ułożyła ją do łóżka. Ginny przyjrzała się jej uważnie. Jej zielone oczy błyszczały w dziwny sposób, lecz twarz nie wyrażała niczego. Była pusta, jakby skamieniała. Czuła jakby miała przed sobą marmurowy posąg.
-Kim jesteś? Dlaczego to robisz?- Spytała szeptem.
Przez moment kobieta zastygła w bezruchu, a jej twarz drgnęła w zdenerwowaniu. Odwróciła się i sięgnęła do szafki, z której wyciągnęła flakonik z eliksirem.
-Musisz teraz odpoczywać.- Zwróciła się do niej, nie patrząc jej w oczy.- Wypij. 
Ginny przez chwilę się wahała, jednak przyjęła fiolkę od dziewczyny. Spojrzała na nią i po raz pierwszy od dawna, uśmiechnęła się delikatnie.
-Żeby włączyć piekarnik musisz kliknąć w okrągły przycisk, wtedy wyskoczy ci pokrętło, które ustawiasz na odpowiednią temperaturę.
Dziewczyna przez moment wpatrywała się w Ginny ze zdziwieniem, jednak później wybuchła szczerym śmiechem.
-Niezdara ze mnie w mugolskich sprawach. Nie spodziewałam się za to, że osoba równie czystej krwi, potrafi się tym zajmować.
Ginny zastygła. Czarnowłosa jakby czując, że powiedziała zbyt dużo odeszła od jej łóżka bez słowa i zniknęła ponownie w drzwiach kuchni. Dziewczyna najwyraźniej wiedziała o niej więcej, niż ona o niej. Czy więc to był przypadek, że ją wtedy uratowała, czy może to ukartowana przez śmierciożerów intryga? Poczucie bezpieczeństwa, które w niej narastało, może później okazać się dla niej zgubne. Nie mogła jej ufać.  
         Westchnęła i spojrzała na eliksir, który trzymała w dłoni. Odkręciła fiolkę i powąchała jej zawartość. Tak jak myślała, Eliksir Słodkiego Snu. Przez moment wahała się, jednak później odstawiła go na malutki stoliczek przy jej łóżku.
Oczywiście, że marzyła o śnie, który będzie pozbawiony koszmarów. Miała już ich dość. Codzienne przeżywanie w kółko śmierć Harryego, sprawiało, że zaczynała zastanawiać się czy teraz jej życie ma jakikolwiek sens. Czy zdoła jeszcze kogoś pokochać? Czy może wcześniej spotka swojego ukochanego gdzieś po drugiej stronie...
Jednak musiała być czujna. Nie mogła pozwolić sobie na błogi sen, gdy potencjalne zagrożenie krząta się parę metrów od niej. 



***
Przebudziła się w środku nocy. Ron ponownie wtulił się w jej ciało, a jego spokojny oddech łaskotał ją po szyi i odsłoniętym ramieniu. Pomimo ciepła, które promieniowało od niego, czuła jak przez jej ciało przechodzą dreszcze zimna. Pociągnęła nosem i uchyliła delikatnie powieki. W ich pokoju panowała ciemność. Dopiero po chwili jej oczy przyzwyczaiły się i zaczęła rejestrować niektóre meble. Niewielką kanapę w chorobliwie zielonym kolorze, starą komodę, biurko oraz drzwi, prowadzące na korytarz. Przez moment trwała nadal nieruchomo, jednak panika powoli zaczęła w niej wzbierać. Delikatnie odsunęła kołdrę oraz przesunęła ramię Rona na bok. Podniosła się z łóżka i złapała za gruby szlafrok, który wisiał na balustradzie łóżka. Szczelnie się nim opatuliła, po czym wyszła z pokoju.
Nie wiedziała, czemu tak się działo, lecz bliższy kontakt z mężczyzną wzbudzał w niej... strach? Nie, nie umiała tego określić. Czuła jakby już nie była jego warta. Przecież stała się potworem. Zabiła. Wzdrygnęła się na samo wspomnienia martwych oczu swojej ofiary. Chociaż tak bardzo stara się zapewnić ich misji powodzenia, to nie zatuszuje tym swojego haniebnego czynu. Nigdy. Miała tego świadomość, bowiem odzywała się w mniej codziennie, wywołując poczucie winy, zżerające ją od środka. Wiedziała, że jeśli tak dalej pójdzie, pozostanie w niej jedynie pusta przestrzeń, która nie będzie zdolna do miłości, przyjaźni... jakiegokolwiek uczucia. 
W kuchni żarzyło się nikłe światło, dochodzące z kominka, w którym palił się ostatni kawałek drewna. Hermiona usiadła przy okrągłym stole i przyjrzała się rozłożonej na nim mapie. Wioska Dagnall widniała na niej zakreskowana czerwonym flamastrem. Obawiała się tej akcji. Co jeśli będzie to kolejna krwawa rzeź, która pociągnie za sobą jedynie ofiary? Oczywiście, że ufała Ronowi. Wierzyła w jego plan, lecz… nadal istniało zagrożenie, że akcja zakończy się niepowodzeniem. A wtedy? Wtedy już nic nie sprawi, że Zakon stanie na nogi.
Westchnęła głośno i przetarła dłonią twarz. Powieki ciążyły jej ze zmęczenia, lecz była świadoma tego, że gdy tylko położy się spać, koszmary ponownie do niej wrócą. Złapała za mapę i zwinęła ją w rulon. Musi oczyścić swój umył. Nie może myśleć o misji, o przyszłości, o Harrym. Łzy dopłynęły do jej oczu, zamazując obraz. Otarła je jednak szybko i nie zwracając uwagi na szloch, który wydobył się z jej ust, odstawiła mapę do szafy i wróciła do stolika. Ze zdziwieniem zauważyła na nim listę, która powinna spoczywać w jej biurku oraz dodatkową kartkę, na którą ktoś nieudolnie rzucił czar maskujący.

Jutro o godzinie 20. Nie ma co zwlekać.

Krew w niej zawrzała. Spojrzała na listę i zauważyła swoje skreślone nazwisko. Zgniotła kartkę i rzuciła nią do kominka. Cała trzęsła się z przejęcia. Nie mogła uwierzyć, że zmienił termin akcji. Jak on śmiał jej o tym nie poinformować?! Jak mógł zorganizować spotkanie, nie uprzedzając jej wcześniej o tym?
Nagle zakręciło jej się w głowie, a przed oczami pojawiły się mroczki. Opadła na kanapie i przygarnęła do siebie kolana. Przymknęła na chwilę powieki i pozwoliła, aby ciepło dochodzące z kominka, ogrzewało jej policzka. Czuła nieprzyjemne pieczenie w gardle, które zwiastowało łzy. Tym razem nie powstrzymywała ich. Spływały po policzkach, skapując na puchaty materiał szlafroka. Poczuła się… nieprzydatna. Wcześniej to ona działała jako mózg drużyny. Ona, Ron i Harry. Nierozłączni, nierozerwalni, nieśmiertelni. Teraz wszystko się zmieniło. Lecz nie mogła pozwolić, aby z jakiegoś powodu została zepchnięta na drugi plan. Musiała działać! Nie mogła pozwolić żeby wyruszyli bez jej pomocy. Pomimo, że wszyscy dookoła są przekonani, że jest słaba, musi na przekór pokazać, że nic jej nie jest, że potrafi. Bez problemu będzie w stanie stanąć do walki i wspomóc, aż nazbyt zmniejszone, odziały Zakonu. Ron natomiast przekona się, że nie jest słabą dziewuchą, która potrzebuje mężczyzn do pomocy. Ta walka będzie jej. To w niej pokaże, że stać ją na wiele. Pokaże, że nadal jest tą samą Hermioną co kiedyś.

 Kolejny rozdział gotowy. Może długość nie jest powalając, ale obiecuję, że kolejny będzie o wiele bardziej rozbudowany ( pojawi się w nim pewnie też trochę więcej akcji, bowiem ten był chyba takim malutkim wypełnieniem myślowym bohaterów). 






wtorek, 26 stycznia 2016

Zakazany owoc - darbble sevmione

"Bezwstydne myśli zamienię w szept wyuzdany
By potem...
Rozkosz grzeszną nakarmić owocem zakazanym"

Stoisz, wpatrując się we mnie. Twoje oczy mierzą, każdy mój ruch z przerażającą dokładnością. Sprawiasz, że czuję się niepewnie, lecz i tak jakaś cząstka mnie, nakazuje mi iść w twoją stronę. Zbliżam się powoli. Może i aż nazbyt ociągale. Jednak wiem, że lubisz patrzeć na moje nagie ciało. Każdy mój ruch, powoli rozpala w twoich oczach ogień pożądania. Wiem, że długo nie będziesz się powstrzymywać. Dłonie zaciskasz na blacie biurka. Uśmiecham się uroczo, na co wciągasz ze świstem powietrze. Obydwoje wiemy, że to nieodpowiednie, niemoralne. Lecz czy zakazany owoc nie smakuje najlepiej?
-Severusie?
Staję przed nim.
-Chodź do mnie… już.


Moje pierwsze i mam nadzieję, że nie ostatnie drabble. W trakcie pisania rozdziału postanowiłam zrobić sobie malutką odskocznie i tak o to powstał "Zakazany Owoc". Co o tym sądzicie?

niedziela, 24 stycznia 2016

Liebster Award I i II

Przepraszam za te białe ślady na początku, ale męczę się z nimi i męczę i się pozbyć ich nie mogę!

Chciałabym serdecznie podziękować za nominację do Liebster Award od Szczęśliwej Trzynaski! Muszę przyznać, że jestem zaskoczona, że dopiero co zaczynam bloga, a już zyskuję nominację. Jeszcze raz dziękuję i  teraz również w kilku zdaniach przedstawię, na czym ta zabawa polega: „Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na pytania otrzymane od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz kilka osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im pytania. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował”.

Najpierw pytania:
1.     Co do wyboru książki, będę miała jak zawsze problem. Moich dzieci jest zbyt dużo, żeby wybrać spośród nich, chociaż jednego. Dlatego może lepiej ujmę to w słowach: „Lubię wszystko, co ociera się o fantastykę i horror”. Film, film, film… wskaże może ten, który ostatnio oglądałam – Truman Show (gorąco polecam!). Aktualną, najwspanialszą piosenką jest dla mnie Say you love me
2.     Ojej. W młodości byłam dość… aktywnym dzieckiem. Uwielbiałam Harryego, przez co szwendałam się wszędzie z antenką od Internetu ( chyba to było to), która służyła mi za różdżkę. Chodziłam do przedszkola do sióstr zakonnych, wspaniałe kobiety, ale miały ze mną urwanie głowy. Przez ich strój zazwyczaj uwielbiałam porównywać je do dementorów, no i kilka razy zdążyło się, że rzuciłam na nie Expecto Patronum, ale to kilka razy tylko :D
3.     Ciężkie zadajesz te pytania! Ale jako, że jestem zakochana po uszy w Jensenie Acklesie, to nie pogardziłabym zamianą z jego żoną. Haha, chyba odezwała się w mnie część fanowska xd
4.     Albus 
5.     Już od dawna mam plany, żeby spędzić ten wieczór z kimś innym ( Sev?) – Delikatnie odmawiam.
6.     A niech będzie wolny! W końcu W.E.S.Z zobowiązuje!
7.     Durmstrang!
8.     Zazwyczaj przywożę breloczki, więc może i tym razem? Zaczarowane breloczki, które są malutką przypominajkąc, co mają dzisiaj zrobić. Super pomysł! :D
9.     Żabę z koroną na głowie, może jeszcze nie jest za późno, aby odnaleźć swojego księcia?
10.                        Zapach nowych książek, herbaty kaktusowej i zdecydowanie męskich perfum!

Drugą nominację dostałam od Nil Krokusy i również bardzo za nią dziękuję!

1.     To było jakiś czas temu, ale pamiętam dobrze, że scena, która zrobiła na mnie największe wrażenie w filmie to scena w zoo, ze znikającą szybą. Gdy prowadziłam swój zeszyt, w którym pisałam historię ( główna bohaterka chyba miała na imię Oddetta xD) zrobiłam WIELKI plagiat tej sceny!
2.     Uwielbiam wszystko co wyszło od Szekspira J Jednak, aktualnie czytam Zbrodnię i Karę i myślę, że to naprawdę dobra książka.
3.     Może nie będę tutaj obiektywna, ale Kraków nocą jest prześliczny J
4.     Jak już wspominałam wyżej, zapewne żona Jensena.
5.     Aktualnie mój stosunek co do Dramione się zmienił. Gdybyś zapytała mnie o to trzy/cztery miesiące temu, odpowiedziałabym, że byłoby to wspaniałym urozmaiceniem, lecz teraz… Tak samo jak mój blog, jestem pomiędzy dwoma parringami. Raz szala przechyla się w stronę Dramione, a raz w stronę Sevmione.
6.     Wydaje mi się, że tak jak każdy najbardziej boję się samotności.
7.     Wierzę.
8.     Staram się, ale nie zawsze to wychodzi.
9.     To ciężkie pytanie, bowiem przy pierwszym czytaniu tej sagi prawie wszystko sprawiało, że byłam zaskoczona, że akcja akurat potoczyła się w ten sposób.
10.                        Przede wszystkim za szczerość i za to, że gdy tylko ich potrzebuję są przy mnie.
11.                        Misha Collins <3


Stwierdziłam, że najlepiej będzie jak zrobię tylko jeden zestaw pytań oraz listę nominowanych. Najpierw pytania:

1.     Czy gdybyś miała możliwość, zmieniłabyś coś w swoim życiu?
2.     Czy wiążesz swoją przyszłość z pisarstwem?
3.     Gdybyś mogła być bohaterem jednej z twoich książek, to kim byś chciała być?
4.     Masz do wyboru umiejętność rozumienia zwierząt lub niewidzialność. Co wybierasz?
5.     Stajesz pewnego dnia z łóżka i widzisz Voldemorta stojącego przy twoim łóżku. Co robisz?
6.     Twoje największe marzenie?
7.     Piosenka, którą najczęściej nucisz pod nosem?
8.     Oglądasz seriale? Jeśli tak, to jaki jest twój ulubiony?
9.     Częściej kierujesz się sercem czy rozumem?
10.                        Ulubiona potrawa?
11.                       Gdzie widzisz siebie za kilka lat?

A teraz lista nominowanych:

2.     Ivy z bloga http://queen-of-war.blogspot.com/
3.     Serenę z bloga http://www.autorska-strefa.blogspot.com/




niedziela, 17 stycznia 2016

II Rozdział

"W światłości zawsze ukrywa się ciemność. Ale czy w ciemności znajdą się przebłyski światła?"

Przebudziła się dopiero, gdy poczuła jak promienie słońca ogrzewają jej zmarznięte policzki. Poruszyła się, lecz wtedy po całym jej ciele rozniósł się okropny ból. Czuła, że leży na czymś miękkim, a jej ciało przykryte było cienkim materiałem. Uchyliła delikatnie powieki, aby rozejrzeć się po miejscu, w którym się znalazła. Leżała na łóżku w niewielkim pokoju. Panowała w nim niezupełna ciemność. Jedynym źródłem światła były owe promienie słońca, które przedzierały się przez delikatnie odsłoniętą zasłonę. W pomieszczeniu panował porządek, pomijając porozrzucane na ziemi bandaże i zakrwawione szmaty. Wymogła na sobie uniesienie ręki. Całe jej skóra pokryta była mnóstwem siniaków, lecz wszystkie poważniejsze rany zostały opatrzone i zabandażowane. Opuściła głowę na poduszkę, marszcząc nos. Uratowała jej życie. Dziewczyna, której w ogóle nie znała. Jej zielone oczy zabłyszczały w jej umyśle, a rysy twarzy w pewien sposób wydawały się jej być znajome. Nagle usłyszała trzask drzwi, a później uderzenie kluczy o blat stołu. Stukot obcasów rozniósł się po pomieszczeniu. Już po chwili niewysoka postać, o długich i kręconych włosach wkroczyła do pomieszczenia. Zdjęła skórzaną, brązową kurtkę i zarzuciła ją na oparcie krzesła, po czym na nim usiadła. Schowała twarz w dłoniach i westchnęła ciężko. Ginny prawie niesłyszalnie się poruszyła, jednak to nie umknęło uwadze kobiety. Od razu podniosła głowę, a jej wnikliwe zielone oczy spojrzały na nią.
-Obudziłaś się już...-Jej głos drżał.-Chcesz wody, coś do jedzenia?
Ginny przyglądała się jej ze zdziwieniem. Chciała grzecznie podziękować, jednak od razu poczuła suchość w gardle i palący ból w przełyku. Dziewczyna wstała i podeszła do niewielkiego biurka, postawionego pod oknem, na którym stał dzbanek z wodą. Już po chwili podała jej szklankę, a ona z wdzięcznością przyjęła jej pomoc również w podniesieniu się z łóżka. Dłonie trzęsły się jej przeraźliwie, a wysiłek jaki wkładała w utrzymanie kubka, sprawił, że po jej ciele przeszedł zimny dreszcz. Upiła kilka łyków, a napój ukoił ból w jej przełyku.
-Połóż się jeszcze.-Zabrała jej z dłoni szklankę i położyła na stoliczku przy łóżku.-Musisz odpocząć. Jak na razie lepiej żebyś się nie ruszała oraz nic nie mówiła. Zostałaś dotknięta dość paskudną klątwą Cruciatusa, którą Rookwood sam pozmieniał. Nie jestem pewna wszystkich efektów ubocznych, lecz te znane zdołałam usunąć.
Ginny słuchała dziewczyny z przejęciem. Coraz mniej podobała jej się wizja zostania w łóżku. Nieznajoma najwyraźniej musiała dość dobrze znać jej oprawcę, jeśli znała jego najnowsze wynalazki z dziedziny czarno magicznej. Nie miała czasu na spokojne leżenie i oczekiwanie, aż wszystkie jej rany się zagoją. Musiała odnaleźć Hermionę i Rona. Jednak... była zbyt słaba. Nie podobała jej się perspektywa zostania pod opieką dziewczyny, lecz czy miała jakiś wybór? Czuła, że jeśli tylko stanie na nogi, zaraz upadnie na ziemię. Nadal nie mogła odnaleźć się w narzuconej sytuacji. Nie mogła uwierzyć, że to koniec. Byli tak pewni wygranej...
-Idę zrobić nam śniadanie. Zjesz naleśniki?-Spytała, a na jej ustach pojawił się nieśmiały uśmiech.
Ginny pokiwała głową, gdy poczuła jak jej brzuch skręca się z głodu, na wzmiankę o jedzeniu. Nie wiedziała ile leżała nieprzytomna. Pomimo tego, że nie ufała nieznajomej, nie mogła oszukać natury ludzkiej. Jej organizm musiał coś zjeść, aby móc regenerować się szybciej. Ona również o tym wiedziała. Skinęła głową i zniknęła w drugim pokoju, z którego, już po chwili, doleciał przepyszny zapach jedzenia.

***

-Musimy działać! I to natychmiast!-Głos Rona rozniósł się w głównej sali obrad.-Kończy nam się czas... Musimy zapewnić Ministerstwu ochronę, a świat czarów ostrzec przed niebezpieczeństwem.
Niewielka grupka członków Zakonu Feniksa, która również przeniosła się do Nowej Kwatery, spojrzała na chłopaka z pewnym niepokojem. Oczywiście, że wierzyli w niego i w jego strategie. Ron Weasley bez zwątpienia był dobrym strategiem, lecz brakowało mu doświadczenia. A teraz? Każdy nawet najmniejszy,fałszywy ruch mógł ich wszystkich kosztować życie. Jednak słuchali go nadal. W jego oczach żarzyły się iskierki determinacji, a jego policzki zalały czerwone rumieńce.
Westchnął zmęczony i spojrzał na mapę rozłożoną na okrągłym stole. Każdy ze zgromadzonych członków grupy podążył wzrokiem za palcem, którym wskazał cel. Malutką wioskę na obrzeżach Londynu. 
-Wczorajszy zwiad odkrył, że w okolicach grupka śmierciożerców zajęła karczmę, w której świętują zwycięstwo. Możemy wysłać kilku aurorów...
-I co osiągniemy tym ruchem?-Przerwał mu Kingsley Shacklebolt i poruszył się niepewnie na niewygodnym krześle.-To posunięcie może nas dużo kosztować, a zapewne nie przyniesie ono żadnego znaczącego osiągnięcia.
-Mylisz się Kingsley. 
Drzwi uchyliły się, a do pomieszczenia wkroczyła Hermiona. Momentalnie wzok zgromadzonych przeniósł się na nią. Widać było, że niedawno co wybudziła się ze snu, lecz to nie przeszkadzało jej w tym, aby stawić się na naradę. Rozejrzała się po salonie. Widziała w oczach zgromadzonych coś na wzór żalu. Czyżby ona go spowodowała? Pomimo złego stanu, w którym się znajdowała, starała się wyglądać na pewną swoich słów i kroków. Szła z wysoko podniesioną głową, próbując zatuszować obolałe ciało, po nocy pełnej koszmarów. Pomimo, że użyła kilku zaklęć, aby pozbyć się cieni pod oczami, czuła, że oczy czarodziejów, cały czas spoglądają w jej twarz i odnajdują jej prawdziwe oblicze. Przestraszonej dziewczynki, która zmuszona jest to  trzeźwego myślenia, aby przeżyć.
-Tym atakiem pokażemy, że nie zeszliśmy do podziemi. Musimy pokazać ludziom, że Zakon nadal funkcjonuje.
Zajęła miejsce na wolnym krześle tuż przy Ronie, który posłał jej uśmiech wdzięczności i złapał jej dłoń w swoją. Niby nic nie ważny gest, jednak dla nich świadczył przede wszystkim o ich uczuciu, które rosło między nimi, dodając im otuchy i wyzwalając uczucie bezpieczeństwa.  
-Voldemort zatai śmierć swoich popleczników, nie będzie chciał rozgłosu w tej sprawie.
Z sali odezwał się tym razem damski głos. Minerwa siedziała tuż przy małżeństwu Weasley. Artur trzymał swoją żonę za dłoń, mocno ją ściskając. Molly natomiast starała się powstrzymywać łzy. Wyglądali jak cienie ich poprzednich wizerunków. Czy to nie ich los najbardziej skrzywdził? Ile jeszcze muszą cierpieć? Ile jeszcze dzieci stracić? 
-Zatem my postaramy się o tym wszystkich poinformować.
Hermiona przerwała, próbując nawiązać kontakt wzrokowy, z każdym ze zgromadzonych. Widziała na ich twarzach wyraz niepokoju, lecz również i ciekawość.
-Słowa są potęgą. Prorok Codzienny docierał zazwyczaj do wszystkich czarodziei, czemu nie wykorzystać by go jako źródło propagandy?-Spytała i przeniosła wzrok na mapę.-Zgadzam się z Ronem. Jeśli chcemy zaatakować to najlepiej jak najszybciej. Jesteśmy w osłabieniu, ale mamy możliwość działać z zaskoczenia. Później  tą przewagę stracimy.
-Załóżmy, że atak się uda-zaczął Shacklebolt.-Mamy później tracić czas na wydawanie gazet z wiadomościami o tym, że udało nam się pokonać grupkę Śmierciożerów. W czym to ma pomóc?
Hermiona chciała otworzyć usta i wytłumaczyć na czym polega jej plan, lecz ubiegł ją Artur, który powstał, a w jego oczach zabłysnęły iskierki nadziei.
-Hermiona ma rację. Mugole wykorzystywali taki sposób w swojej historii. Zapewne wiadomości, które będziemy w nim zamieszczać będą docierać do Voldemorta. Możemy utrudnić w ten sposób jego plany, w końcu przysłonięty przez gniew, może nie działać z dokładnym planem, a więc mogą wedrzeć się jakieś pomyłki.
-Które wykorzystamy.-Dokończyła Hermiona i uśmiechnęła się z wdzięcznością do ojca Rona.
Mężczyzna usiadł na krześle, a z jego oczu nie zniknęło rozmarzenie. Zasiała w nim nadzieję. Obawiała się, że może okazać się ona złudna, lecz... w takich chwilach każdy zryw mógł sprawić, że ponownie zgrają się w zespół. Musiała zaryzykować.
-Muszę to przemyśleć.- Kingsley popatrzył w jej oczy, po czym przejechał dłońmi po zmęczonej twarzy.- Bądźcie jednak przygotowani. Zapiszcie mi listę ludzi, których będę mógł ze sobą zabrać. Chcę mieć też aktualny stan Zakonu i muszę dowiedzieć się ilu brakuję, wyślemy zwiad w poszukiwaniu. A!-Przerwał i skierował palec wskazujący w stronę Hermiony.-Potrzebujemy kontaktu z Prorokiem Codziennym. Przeniesiemy jego główną bazę do Ministerstwa. Zadbam o jego ochronę.
Zaraz potem zniknął w zielonych płomieniach kominka. W pomieszczeniu nastała cisza. Hermiona skinęła głową i jako pierwsza wyszła z pokoju. Całe jej ciało drżało z wycieczenia, a oczy zaszkliły się łzami. Nie mogła pozwolić sobie teraz na chwile słabości. Bardzo dobrze o tym wiedziała. Musiała zabrać się do pracy i to jak najszybciej. Wpadła do swojej sypialni i wyciągnęła z biurka pióro i pergamin. Chciała zacząć od listy czarodziejów, która była w stanie zaatakować. Jej dłoń przez moment tkwiła w powietrzu, jednak po chwili opadła i zaczęła pisać.
Usłyszała kroki, a później zaskrzypienie otwieranych drzwi. Wiedziała kto wszedł, bowiem poczuła charakterystyczny zapach jego perfum, który drażnił jej nos. Pomimo, że wiele razy wspominała mu o tym, Ron uwielbiał ten zapach i nie zamierzał go zmienić. Poczuła jego obecność za sobą, a później ciepło jego podbródka, gdy ten oparł go o jej ramię. Dłońmi otulił ją, chwytając się za ramiona krzesła. Spojrzał na listę i zastygł w bezruchu.
-Nie możesz iść.
-Nie mogę?-Odwróciła się do niego, marszcząc ze zdziwienia czoło.
-Jesteś jeszcze słaba.-Zaczął, lecz gdy zauważył, że chce coś powiedzieć, dopowiedział.-Może ich potrafisz oszukać, ale mnie nie. Musisz odpocząć... jeśli coś by ci się stało.
-Nic mi się nie stanie, Ron.-Uśmiechnęła się do niego delikatnie i przejechała dłonią po jego policzku.-Nie mogę odpocząć. Muszę im pomóc. Dobrze wiesz, że przydam się w szeregach. Jestem dobra.
-Nie pozwolę na to. Przynajmniej nie teraz.
Hermiona spojrzała na niego ze złością i wstała z krzesła. Poczuła jak zakręciło jej się w głowie, lecz starała się wyprostować i nie mrużyć oczu. Nie mogła zrezygnować z tej wyprawy.
-Sam powiedziałeś, że nie możemy dać im więcej czasu.
-Ty zostaniesz.-Podniósł głos.-Zajmiesz się przeniesieniem Proroka do Ministerstwa.
Odsunął się od niej i skierował swoje kroki do drzwi. Hermiona zacisnęła dłonie w pięści i wypuściła ze świstem powietrze.
-Od kiedy możesz mi rozkazywać, Ron?-Spytała, a w jej głosie słyszalny był wyrzut.
-Od kiedy jestem za ciebie odpowiedzialny.
Zatrzasnął za sobą drzwi, a Hermiona upadła ponownie na krzesło, chowając twarz w dłoniach. Nie miała siły mu się sprzeciwiać.

***

Lucjusz wrócił z zebrania bardzo późno. Padł na krzesło i zamknął oczy. Jego klatka piersiowa unosiła się szybko, a serce biło jak opętane. Był chorobliwie blady, a z ust ciekła mu krew. Jej zapach rozniósł się po pomieszczeniu. Narcyza od razu odbiegła do niego ze szklanką wody oraz zaczęła wachlować dłonią jego twarz, po której spływały kropelki potu. Draco stał, opierając się plecami o ścianę i przyglądał się z nieodgadnionym wyrazem swojemu ojcu. Był taki słaby. Jeszcze nigdy nie okazał po sobie tyle ile dzisiaj. Ból w jego oczach, potęgowały jęki, które co po chwilę wydobywały się z jego ust.
-Czemu ci to zrobił? Był niezadowolony z naszej walki?-Spytała półszeptem Narcyza.
Draco nie mógł dużej na nią patrzyć. Cała trzęsła się z przerażenia. Lucjusz pokręcił głową i zwrócił głowę w stronę syna. Draco zauważył w jego oczach coś na kształt żalu i troski. Jednak szybko odtrącił od siebie te uczucia.
-Seveus żyje. Jest w lochach, ale nie wypuszczą go dopóki Czarny Pan nie zadecyduje co z nim zrobić.-Zaczął i zmrużył oczy.
-Będzie żył?
-Jeśli Czarny Pan tak zdecyduje, to... będzie.
Blondyn odepchnął się od ściany i zaczął nerwowo kręcić się po pokoju. Dłonie zacisnął w pięści, aż pobielały mu knykcie. Zęby zgrzytały o zęby, a żyła na jego czole skakała z nerwów. Może i to było samolubne z jego strony, ale miał za złe Severusowi, że dał się złapać. Co jak co, ale on powinien wyjść z tego cało. Powinien tu być. Dać Lucjuszowi lekarstwa, pocieszyć Narcyzę i przede wszystkim zadbać o jego bezpieczeństwo. Ile jeszcze zdoła wytrzymać? Co jeśli jego maska kontroli runie i ukorzy się przed Voldemortem? Odpowiedź była prosta... szybko pożegna się z  życiem.
-Draco...
Z zadumy wyrwał go słaby głos ojca. Zatrzymał się i spojrzał na niego z wyrzutem.
-On chce cię wysłać. Znalazł dla ciebie zadanie, bo... Beatrisa zniknęła. Będziesz musiał ją znaleźć, znaleźć i zabić. Za zdradę. 

Na początek chcę przeprosić, że nie dodawała tak długo ( dość ciężki okres był za mną). Jednak dzisiaj pojawiła się wena i... proszę! Skończyłam. Ważne jest również żebyście weszli do zakładki "O blogu", bowiem znajduje się w nim taka podgrupa jak parring. Wolę ostrzec wszystkich, którzy zaczynają czytać, aby potem nie byli na mnie źli, czy też czuli się oszukani, że nie wywiązałam się z umowy (szablon nie znaczy, że to będzie główny parring, pokazuje on natomiast to, że Draco i Hermiona będą moim głównymi bohaterami). A teraz co do rozdziału, jak Wam się podobał? :)


niedziela, 3 stycznia 2016

I Rozdział

"Obmyj się z winy. Zetrzyj z siebie krew. Może w odbiciu nie zauważysz osoby, którą się stałaś." 

Poczuła otępiały ból w okolicy pępka. Próbowała skupić całą swoją uwagę na odpowiednim miejscu, do którego mogliby się bezpiecznie przeteleportować, lecz jak na złość wszystko w takim momencie wydawało  się być niewłaściwym wyborem. Nowa Kwatera pomimo tego, że była jeszcze niedokończona, a zaklęcia zabezpieczające skrajnie niedopracowane, stała się dla nich ostatnią deską ratunku. Ścisnęła mocniej dłoń swojego ukochanego oraz przyjaciółki i wyobraziła sobie miejsce, do którego mieli się przenieść. Poczuła mocniejsze szarpnięcie, lecz w tym momencie uścisk w jej prawej dłoni zelżał, a następnie zniknął. Przerażona chciała wrócić, jednak było już za późno. Wir wciągnął ich ciała, po czym we dwoje wylądowali na podłodze w salonie kwatery. Hermiona nie miała siły wstać. Targały nią dreszcze, a bezsilność zawładnęła całym jej ciałem. Zostawiła ją. Biedną, drobną Ginny. Zaszlochała, zakrywając twarz dłońmi. Poczuła po chwili delikatny ruch po jej lewej, a następnie ciepłą dłoń, która sunęła po jej ramieniu. Ron przysunął się do niej i wtulił ją do siebie. Nie był pewien co ma zrobić w tej sytuacji. Tak samo jak Hermiona był zagubiony, zdruzgotany i przede wszystkim przestraszony. Nieszczęście ciągnęło się za nieszczęściem. Śmierć Harryego, teraz Ginny... Jeśli coś jej się stanie, nigdy nie będzie mógł sobie tego darować. 
Nagle Hermiona wyrwała się z jego uścisku. Wstała gwałtownie i chwyciła za pierwszą lepszą rzecz, po czym rzuciła nią o ścianę, krzycząc najgłośniej jak potrafiła. Wazon roztrzaskał się na drobne kawałeczki. Woda spływała po śnieżnobiałej ścianie, zostawiając po sobie ciemne strużki. Kwiaty leżały pomiędzy odłamkami szkła. Samotność. Ból. Nagromadzenie uczuć sprawiło, że miała ochotę już tylko krzyczeć. Musiała wyładować emocje. Musiała się tego pozbyć. Samotność. Ból. 
Ponownie poczuła za sobą sylwetkę jej chłopaka. Ron wtulił się w jej plecy, kładąc podbródek na jej ramieniu. Jego oddech sprawiał, że kosmyki jej włosów podnosiły się i opadały, łaskocząc ją po twarzy. Jednak to tylko ją rozdrażniło. Odwróciła się do chłopaka. Złączyła dłonie w pięści i zaczęła uderzać go w klatkę piersiową. Jej drobne piąstki, nie wywoływały u niego bólu. Jednak ona z każdym uderzeniem czuła się jeszcze gorzej. 
-Okłamałeś mnie!- Wyrzuciła to z siebie.- Mówiłeś, że on zawsze sobie poradzi. Mówiłeś, że to Harry... Harry! Jak my mamy cokolwiek teraz zrobić?! 
Ponownie jej ciałem targnęły dreszcze. Do oczu dopłynęły łzy, które rozmazały twarz jej ukochanego. Pomimo tego widziała jego zakłopotany wyraz twarzy oraz niemożność. Nie potrafił jej pomóc. Ona sama nie potrafiła sobie pomóc. 
-Zostaliśmy. W. Tym. Do. Cholery.Sami!- Krzyczała i za każdym razem uderzała go w klatkę. 
Ron złapał jej piąstki i zamknął je w swoich wielkich dłoniach. Nagle poczuła się słaba. Zacisnęła wargi. Zamknęła powieki. Wypuściła z płuc powietrze. Pełen bólu szloch wypełnił główny pokój w kwaterze. Hermiona opadła w jego ramiona. Głowę położyła na jego ramieniu, a spływające łzy, moczyły jego koszulkę. Poczuła jego dłoń, która złapała ją za nogi, po czym uniosła do góry. Otuliła ramionami jego szyję, przyciskając się do niego jak najmocniej. Potrzebowała ciepła. Potrzebowała kogoś, kto ją zrozumie, pocieszy. Tak bardzo się bała. Przyszłość... stała się niepewna. Jej życie stało się niepewne. Spojrzała na twarz Rona i przyjrzała mu się bliżej. Nos i policzki pokrywały piegi, które idealnie komponowały się rudą czupryną włosów, które mokre przez deszcz, przyklejały się do jego skóry. Co jeśli to ostatni raz, kiedy go widzi? Ta myśl sprawiła, że jej żołądek podskoczył fikołka, a w jej serce wbiła się ogromna igła. Zamknęła oczy i ponownie wtuliła się w jego ramię. Nie może tak myśleć. On będzie żył. Ona będzie żyła. Wszyscy będą żyli. 
-Ron...-wyszeptała, gdy przeszedł przez próg jednego z pokoi. Ułożył ją na łóżku i przykrył kocem. Przysiadł obok niej i spojrzał na nią z czułością. Kciukiem pogładził ją po policzku, wycierając zaschnięte łzy.-Co... co jeśli Ginny też...
-Ona żyje Hermiono- przerwał jej szybko.-Może nie wygląda na silną, ale wiesz jaka ona jest... na pewno sobie poradzi. Za nim się obejrzymy będzie tutaj z nami cała i zdrowa. 
Posłał jej smutny uśmiech, na który ona odpowiedziała skinieniem głowy. Westchnęła i zamknęła powieki. Czuła, że zmęczenie organizmu przezwycięży obawę i strach. Wiedziała, że nie będzie to spokojna noc, jednak musiała choć przez moment wypocząć. 
-Śpij- wyszeptał, po czym złożył na jej czole delikatny pocałunek.- Zajmę się wszystkim. Obiecuję. 
Poprawił jej włosy, po czym wstał z łóżka. Sprężyny powróciły do pierwotnego stanu, sprawiając, że Hermiona lekko drgnęła. Delikatny zgrzyt nienaoliwionych drzwi, oznajmił, że została sama. Cisza, która ją otaczała stała się przytłaczająca i męcząca. W jej głowie widniały tylko obrazy walki. W uszach brzęczało od krzyków umierających. Czuła jak po jej dłoniach płynie krew, zabitych przez nią osób. Nigdy nie myślała, że będzie musiała posunąć się, aż tak daleko. Zabić. Zrobiło jej się niedobrze. Szybko wydostała się spod koca, po czym skierowała się do drzwi po lewej stronie dwuosobowego łóżka z czarnym, zniszczonym baldachimem. Łazienka mieściła w sobie malutką umywalkę z pustym pojemnikiem na mydło, toaletę oraz prysznic, z urwanymi drzwiczkami. Lustro nad umywalką wisiało zakurzone i brudne. Widziała w nim swoje rozmyte odbicie, jednak cieszyła się, że nie musiała się oglądać w takim stanie. Załamana. Przerażona. Bez jakiejkolwiek kontroli nad sytuacją. Odkręciła kurek, nastawiając na ciepłą wodę, która jednak nie poleciała. Przysunęła dłonie pod strumień wody, napełniając je. Zamknęła na chwilę powieki, a gdy ponownie je otworzyła, woda, która zgromadziła się w jej rękach, przybrała czerwony kolor. Szybko wypuściła ją z dłoni. Bez zastanowienia zaczęła szorować dłoń o dłoń, próbując pozbyć się tego uczucia. Zabiła. Zabiła. Zabiła. Jej myśli szalały. Jej serce biło jak opętane. A ona nadal miała świadomość, że jej dłonie pokrywa krew. Zaszlochała głośno, zaciskając ręce na końcach umywalki, aż pobielały jej knykcie. 
-To nie jest prawdą...- powtarzała sobie.- To nie jest prawdą.
Sięgnęła do pojemnika, próbując wydobyć z niego chociaż kropelkę mydła, jednak jak na złość nic nie poleciało. Odsunęła trzęsące się mocno dłonie. Nogi ugięły się pod nią. Chłód podłogi otoczył całe jej ciało. Zbliżyła kolana do siebie, opuszczając na nie swój  podbródek. Zamknęła powieki, czując, że łzy ponownie napływają do jej oczu. W pustce jaką czuła, ból łączył się z nienawiścią do siebie, do Voldemorta, do Harryego, do całego przeklętego świata. W uszach jej brzęczało. W brzuchu czuła nieprzyjemne wiercenie, a w przełyku gule. Przed oczami widziała twarz.... swojej pierwszej ofiary. Puste, otwarte oczy wpatrujące się w nią. Sine wargi. I krew... wszędzie szkarłatna krew, której rdzawy zapach, łączył się z jej poczuciem winy. Wtuliła się w siebie mocniej, wydając głośniejszy szloch, który odbił się echem w pomieszczeniu. Zagłuszyła go jedynie płynąca z kranu woda, która uderzała o porcelanową umywalkę, po czym spływała wprost do ciemnych i okropnych kanałów. Parsknęła pod nosem zdając sobie sprawę, że jej dusza jest tak samo odrażająca jak te kanały.

***

Gdy tylko się przebudził, poczuł pulsujący ból, który sięgał jego skroni. Podniósł dłoń, chcąc rozmasować obolałe miejsce, lecz przeszkodził mu w tym kawałek metalu ciążący na jego nadgarstku. Spojrzał ze zdziwieniem na bransoletę, która okalała jego skórę i szarpnął za nią mocno. Szorstka powierzchnia podrażniła jego ciało, z którego już po chwili polała się krew. Zaprzestał próby zdjęcia ustrojstwa , jednak jego myśli wciąż szukały sposobu. Oparł głowę o kamienne bloki, z pomiędzy których wyrastał mech. W powietrzu czuć było wilgoć, która sprawiała, że chłopakowi cały czas chciało się kaszleć. Gdy tylko to się zdarzyło, czuł jak jego płuca płoną, a całe ciało drży z wysiłku, który musiał wykonać. Nigdy jeszcze nie był tak słaby. Nigdy jeszcze nie czuł się taki bezsilny. Czuł się... pusty. Śmierć najbliższego przyjaciela, wspaniałego brata i kopana do żartów, sprawiły, że odechciało mu się żyć. Nagle usłyszał jęk. Zmrużył powieki. W ciemności dojrzał kształt, znajdujący się po drugiej części celi. Nie był sam. Nieznajomy przebudził się najprawdopodobniej przed momentem i zaczął  również szarpać za łańcuchy.
-To na marne.
Zastygł, gdy usłyszał jego głos. Przez moment najwyraźniej spierał się w sobie, lecz później zaprzestał starań i również opadł bez sił.
-Nie mogłem trafić lepiej...
George usłyszał znienawidzony w czasach szkolnych głos nauczyciela. Severus Snape, przestrach całego Hogwartu...Teraz jego kompan w celi. Gdyby tylko miał siłę, pewnie śmiałby się z niedorzeczności tej sytuacji. Mężczyzna przed nim nie miał jednak w sobie ani krztyny wesołości. Jego ruchy były nerwowe. Ciało trzęsło się w dziwnych spazmach, a z ust co po chwilę wydobywał się jęk bólu.
-Czy wszystko w porządku?-Spytał, gdy gwałtownie złapał się za przedramię.
Snape fuknął pod nosem i spojrzał na niego przenikliwymi oczami. Rudzielec widział gniew, może nawet i furię, która wrzała w nauczycielu.
-Oczywiście, że nic nie jest w porządku!-Odwarknął mu.-Nie powinno mnie tu być, powinienem być martwy!
George spojrzał na mężczyznę, marszcząc czoło. Kompletnie nie rozumiał jego wybuchu. Jednak mężczyzna zapalił w nim iskierkę złości, która z chwili na chwilę coraz bardziej pochłaniała jego umysł.
-Powinieneś się cieszyć, że żyjesz... niektórzy nie mieli tyle szczęścia.-Odpowiedział chłodno.
Severus skwitował jego wypowiedź krótkim śmiechem.
-Od kiedy przeszliśmy na ty panie Weasley?-Spytał, cały czas ściskając dłoń na przedramieniu. Zacisnął usta i wysyczał.-Jesteś zbyt młody żeby cokolwiek zrozumieć. Myślisz, że śmierć brata sprawiła ci prawdziwy ból? Gdybyś postawił się na moim miejscu...
Przerwał i ponownie zaśmiał się bez krzty wesołości.
-A zresztą... po co ja ci to mówię. I tak za niedługo dołączysz do swojego braciszka, a ja... ja nadal będę żył. Czy to dopiero nie ironia?
George złączył dłonie w pięści i spojrzał na mężczyznę pełnym nienawiści wzrokiem. Jak on mógł?! Chociaż... czego mógł się spodziewać. Snape nigdy się nie zmieni. Zawsze będzie cholerykiem z lochów, którego głównym celem jest zniszczenie radości wszystkim dookoła. Pomimo tego, że George nie raz widział w tym mężczyźnie coś, co pozwalało mu uwierzyć, że nosi tylko i wyłącznie maskę. Jednak dziś... granica została przekroczona. Dotknął on bowiem najbardziej bolesnego wspomnienia. Łzy napłynęły do jego oczu. Pragnął zapłakać. Wydobyć z siebie ogromny ból, który nie pozwalał mu nawet zamknąć oczu, bowiem gdy tylko to robił widział jego twarz. Łzy jednak jak na złość nie spływały z jego oczu. Nie pocierał ich. Chciał czuć nieprzyjemne mrowienie oraz bolesną gulę, która rosła w jego gardle. Chociaż w taki sposób mógł okazać żałobę po swoim bracie. W taki sposób mógł się pożegnać.

***

Szedł tuż za swoimi rodzicami. Delikatne, lecz stanowcze kroki  matki oraz pełne autorytetu kroki ojca, rozbrzmiewały w korytarzu, mieszając się z głośnymi uderzeniami jego serca. Był przerażony. Nie spodziewał się, że sprawy potoczą się w ten sposób. Pomimo tego, że stał po stronie Czarnego Pana, nie czuł radości, mocy, ani potęgi. Obraz zwycięstwa, który przychodził mu do głowy był skąpany w krwi. Krwi niewinnych ludzi, którzy bronili szkoły. Przed oczami ciągle widział ludzi, którzy ginęli od zaklęć śmierciożereców. Czuł się winny ich śmieci, chociaż żadne z jego zaklęć nikogo nie dotknęło. Wyrzuty sumienia rosły w nim, z każdym krokiem. Potęgowało to bolesne pieczenia na przedramieniu. Voldemort był szczęśliwy..., aż za bardzo szczęśliwy. Draco wiedział, że pomimo wygranej nad szkołą ich przywódca nie osiądzie na laurach. Dla niego to za mało. Rozpoczną się kolejne misje, a on będzie musiał w końcu kogoś zabić. To tylko kwestia czasu. Brak jego ojca chrzestnego dodatkowo utrudniał jego pozycję. Severus bowiem dzięki nieciekawej opinii i okropnych plotek, które krążyły wokół jego osoby, stał dość blisko osoby Czarnego Pana. Zawsze umiał w delikatny sposób wyperswadować poważne misje, która miał mu zlecić. A teraz... został zdany tylko na siebie.
Drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się z hukiem. W środku znajdowali się już prawie wszyscy. Draco rozejrzał się dookoła. Ze ścian zniknęły flagi domów. Z sufitu pozbyto się świec, a zazwyczaj pogodne niebo zastąpiły czarne, burzowe chmury. Pomieszczenie było przyciemnione. Jedynymi źródłami światła były pochodnie zawieszone na ścianach. Na miejscu, gdzie kiedyś znajdował się stół nauczycielski, teraz znajdował się ogromny tron, wykonany z czarnego drewna. Zasiadał na nim nie kto inny jak sam Lord Voldemort, a w jego nogach wiła się Nagini*. Lucjusz ustawił się po lewej stronie tronu, zostawiając rodzinę w tłumie śmierciożerców. Czarny Pan powstał. Rozmowy ucichły, a w powietrzu dało się odczuć nieprzyjemne napięcie, które sprawiało, że u zgromadzonych serca zabiły mocniej.
-Dopiero teraz...wszystko zacznie się od nowa! To nasz czas, nasza era! Już za niedługo ruszymy dalej, lecz teraz powinniśmy zapewnić młodym umysłom lepsze wykształcenie. Nie uważacie?!
Krzyki aprobaty rozniosły się po sali. Draco spojrzał na matkę, która jednak zlekceważyła go. Jej kamienna twarz skierowana była w stronę podestu, a oczy ciągle wodziły za Czarnym Panem. Strach był potężniejszy niż wszystko. Rozumiał to. Nie miał jej tego za złe.
-Tą kwestię przedyskutuję jednak z wewnętrznym kręgiem.-Ponownie zasiadł na tronie, a Nagini owinęła się wokół jego stopy.-Wyniki naszych obrad podam na wieczornej naradzie, na której również zaproponuję kilka wycieczek.
Wielu śmierciożerów ożywiło się na ostatnie słowa. Najwyraźniej nie mieli dość przelewu krwi, a ich mordercze zapędy nie zostały jeszcze zaspokojone. Wszyscy niezaproszeni na drugą część spotkania odeszli bez większych problemów z Wielkiej Sali. Draco odwrócił się w stronę ojca, który pobladł straszliwie. Tuż przy nim stał Czarny Pan, a jego wężowe oczy spoglądały na mężczyznę przenikliwie. Draco odwrócił wzrok. Legitymacja w wykonaniu Voldemorta nie była delikatna. On nie bawił się w proszenie, wkraczał do umysłu, burząc wszystkie bariery i zabierając garściami wszystko co go interesowało.

***

Poczuła jak ktoś wyrywa ją z uścisku przyjaciółki. Silne męskie ramiona złapały ją i uderzyły jej ciałem o ziemię. Poczuła jak zapiera jej dech w piersiach. Łapczywie łapała ponownie powietrze,w którym wyczuła zapach swojej własnej krwi. Miała zawroty głowy, a jej czaszka pulsowała od okropnego bólu. Resztkami sił spojrzała na swojego oprawcę, którego ciemne oczy wpatrywały się w nią z niemałą satysfakcją. Przez jego twarz ciągnęła się świeża rana, z której ciekła krew. Mężczyzna będący w szale bitewnym jednak nie zwracał na nią uwagi. Zapewne również nie czuł bólu. Pochylił się nad nią, a czubek jego różdżki wbił się w jej gardło. Wykrzywił usta w uśmiechu satysfakcji.
-Nie bój się maleństwo...-Jego głos był zachrypnięty, a odór który wydobywał się z jego ust, sprawił, że Ginny odwróciła twarz w bok.- Spójrz na mnie.
Wbił swoje palce w jej podbródek i boleśnie przekręcił jej twarz w swoją stronę. Usilnie starała się wyrwać z jego uścisku, jednak mężczyzna był o wiele silniejszy. Szukała w tłumie najbliższych, którzy mogli by jej pomóc, lecz nikogo nie mogła dostrzec. Czyżby wszyscy zdążyli się aportować?
-Zostałaś sama...-powiedział, jakby na potwierdzenie jej myśli.-Już nikt ci nie pomoże... nikt.
Rookwood przejechał różdżką po jej szyi. Kierował ją coraz niżej, cały czas spoglądając w oczy swojej przyszłej ofiary. Znalazł w nich strach, który jeszcze bardziej zmotywował go do dalszych działań.
-A może jeszcze cię nie zabiję...-Zastanawiał się głośno.-Będziesz moją maleńką zabawką, która będzie słuchała wszystkiego co każe jej robić. Spodobałoby ci się to?
Spytał, a jego dłoń powędrowała w stronę jej policzka, po którym przejechał delikatnie. Ginny zadrżała ze strachu. Wolałaby umrzeć, niż zdać się na łaskę tego bydlaka. Mężczyzna dotarł palcem do jej ust i przjechał po nich, a w jego oczach pojawiły się iskierki zadowolenia. Ginny wykorzystała moment. Otworzyła usta i wgryzła się w jeden z palców mężczyzny. Rookwood zawył z bólu, łapiąc się za dłoń, z której trysnęła krew. Ginny uderzyła go kolanem w brzuch, po czym sprawnie wywinęła się spod jego ciężaru. Gdy wstała, rozejrzała się dookoła. Nie miała gdzie uciec. Wszędzie latały śmiertelne zaklęcia. Na murach szkoły natomiast zorganizowały się już wojska Voldemorta. To był już koniec. Krzyknęła nagle z bólu. Poczuła ugodzenie w plecy oraz głośny okrzyk Crucio. Trzęsła się w niewyobrażalnym bólu, który sprawiał, że nie pragnęła niczego innego niż tylko śmierci. Każda kończyna jej ciała pulsowała tępo, jakby ktoś miażdżył i ciął je jednocześnie. Najgorszym ból jednak rozniósł się po jej czaszce. Słyszała triumfalny śmiech Rookwooda. Była przygotowana na śmierć. Wiedziała bowiem, że mężczyzna nie był skory do ułaskawienia swoich ofiar. Modliła się już tylko o szybki koniec.
Nagle jednak wszystko zniknęło. Obawiała otworzyć się oczu. Nie chciała widzieć morderczego wyrazu twarzy mężczyzny, ani zielonego płomienia, którym zapewne w nią ugodzi. Jednak tak się nie stało. Zamiast tego, poczuła jak ktoś łapie ją za rękę. Poczuła nieprzyjemne ukłucie w pępku i zanim straciła przytomność, zauważyła twarz kobiety. Miała piękne czarne włosy, które okalały bladą twarzy, wykrzywioną w strachu. Jej zielone oczy spoglądały na nią z obawą oraz nadzieją. Później jej obraz zalał się już tylko w czarną plamę. Nastała ciemność...


*Nagini została ostatnim horkruksem 

Do Waszych rąk trafia pierwszy rozdział, jak wrażenia? Jak na razie poznajemy bliżej głównych bohaterów, którzy zaleźli się w dość nieciekawej sytuacji. Nikt nie mówił, że będzie kolorowo! Jeśli jeszcze nie zerknęliście do zakładki <Bohaterowie> to teraz jest na to czas. Chcę jeszcze podziękować za komentarze pod prologiem. Cieszę się, że niektórzy moi dawni czytelnicy zawitali tutaj! Chcę powitać również tych nowych, mam nadzieję, że przekonacie się do mojego stylu : )





piątek, 1 stycznia 2016

Prolog

"Wojna.
 Jedno słowo, mnóstwo skojarzeń. 
Każde obleczone w smutek, nienawiść, uczucie pustki."


Ciemne, burzowe chmury ukształtowały się w wijącego się węża, który oplatał swoim oślizłym ciałem czaszkę. Wychodził z jamy ustnej, wystawiając kły. Ociekały zabójczym jadem, który mieszał się wraz z kroplami deszczu, spadającymi na pole walki. Ich dudnienie przecinało ciszę. Przerażającą ciszę, która powstała przez oczekiwanie. Uczniowie zebrali się przy głównym wejściu do szkoły Magii i Czarodziejstwa. A raczej przy jej ruinach. Wspomnienia, które z nią wiązali stały się nagle tak odległe... tak nierealne. Wszystko rozwiało się z nadejściem zimnego wiatru, który niósł ze sobą zapach krwi oraz śmierci. Deszcz nadal padał. Krople wody spadały na ciała poległych. Strumienie krwi zaczęły spływać po dziedzińcu, dopływając do jeziora i zabarwiając je na rdzawy kolor. 
Niebo płakało wraz ze zgromadzonymi. Wpatrywali się w nadchodzące odziały Czarnego Pana z lękiem, mocno ściskając swoje dłonie na różdżkach. Harry'ego Pottera nadal z nimi nie było. Ich jednej szansy. Jedynej nadziei. 
Hermiona Granger rozglądała się z niepokojem. Gdy jednak zauważyła rudą czuprynę włosów, rzuciła się w jej kierunku. Serce biło jej jak oszalałe, a całe ciało trzęsło się z zimna i ze strachu. Ron posłał jej smutny uśmiech, gdy dobiegła do niego i mocno ścisnęła jego zimną dłoń. Zamknęła oczy i odetchnęła z ulgą. Poczucie bezpieczeństwa, nawet tak znikome, dodało jej nadziei. Gdy uchyliła powieki, zauważyła, że chłopak przygląda się jej uważnie. Jego niebieskie oczy przepełnione były bólem. Starał się dodać jej otuchy, pomimo tego, że sam potrzebował jej teraz równie bardzo. 
- Co...co jeśli...-wyjąkała. 
Do jej oczu napłynęły łzy na samą myśl, że ich najbliższy przyjaciel mógłby zginąć. Ron szybko przygarnął ją do siebie i przytulił mocno. Czuła jego oddech na swojej szyi, a jego policzek łaskotał ją po twarzy. Odgarnął jej włosy i założył za ucho. 
- To Harry- pochylił się nad nią, szepcząc.- On zawsze wychodzi, z każdej opresji cało. 
Poczuła jak skóra jego twarzy napina się pod wpływem smutnego uśmiechu. Tak bardzo chciała wierzyć w zapewnienia ukochanego. Jednak gdzieś w środku obawiała się najgorszego. 
Wyplątała się z objęć Rona i uśmiechnęła się do niego słabo. Odpowiedział jej tym samym, po czym ponownie zwrócił wzrok w stronę nadchodzącej armii. Widziała jak jego mięśnie naprężają się ze zdenerwowania. Jego zęby zaciskają się, powodując, że rysy jego twarzy zmieniają go w starszego i groźniejszego. Podziwiała go w tej chwili. Sama czuła się taka malutka. Nie potrafiła utrzymać nawet prostej postury, a co dopiero wyglądać groźnie. Wszystkie uczucia. Cały ten ból. Zaatakowały ją. Czuła się bezsilna. Zastanawiała się, gdzie podziała się ta dzielna Gryfonka? Gdzie jej odwaga? Zacisnęła ponownie powieki. Poczuła jak łzy spłynęły po jej policzkach. Bezsilność - to jedyne co czuła.
-Czy... czy to jest Harry?!- usłyszał dziewczęcy krzyk, po którym powstało istne zamieszanie. 
Z szeregu wybiegła Ginny, która po chwili upadła na kolana. Twarz ukryła w dłoniach, a jej szloch rozniósł się po dziedzińcu. Hermiona z przerażeniem podbiegła do przyjaciółki, uklęknęła przy niej i z całej siły przytuliła ją do siebie. Kołysały się na boki. Hermiona szeptała słowa pocieszenia, powstrzymując się od łez, a Ginny mamrotała coś niezrozumiałego pod nosem. Żadna z nich nie miała już zaznać spokoju. Hermiona uniosła wzrok, gdy usłyszała złowieszczy śmiech czarnoksiężnika. Voldemort wkroczył na teren szkoły, a za nim jego podwładni. Hagrid wyróżniał się z tłumu, dlatego Hermiona od razu spojrzała na olbrzyma. Nagle cały świat się zatrzymał. Wypuściła z objęć przyjaciółkę. Na jej twarzy wymalował się wyraz niedowierzania, a serce uderzało w jej klatce coraz mocniej. Gula w jej gardle rosła boleśnie. 
To nie może być prawda, nie może...
-Harry Potter nie żyje!- Po dziedzińcu rozniósł się śmiech potężnego czarnoksiężnika. 
Później nastała złowieszcza cisza. Czas na decyzje i rozwiązania. To był początek końca. Dla nich wszystkich ta bitwa okazała się być największą porażką.


Witam! Nowy rok, nowe postanowienie. Tęskniłam za pisaniem, lecz nie potrafiłam odnaleźć się w poprzedniej historii. Postanowiłam się... zacząć od nowa. Kompletnie inny klimat, tematyka, emocje. Wszystko co znajdzie się w tej historii może odbiegać od książki/filmu, ponieważ chcę przedstawić coś zupełnie innego, nowego, może i trochę kontrowersyjnego. Co ja będę więcej mówić...lepiej żebyście sami ocenili! :) 

Onnawen




Obserwatorzy