"Obezwładnia, umyka, zabija, ucieka"
Nikłe światło wydobywało się z wnęki,
umiejscowionej wysoko nad ich głowami. W jego strudze, tańczyły drobinki kurzu,
które od jakiegoś czasu stały się rozrywką dla Severusa. Oglądał je, starając
się nie myśleć o nieprzyjemnym odorze, który unosił się w pomieszczeniu.
Śmierdziało zgnilizną, wilgocią oraz nimi samymi. Severus mógłby przysiąc, że
znajdują się blisko jeziora, ponieważ co jakiś czas słyszał odległe zawodzenie
syren. Oczywiście, gdy tylko nie przeszkadzały mu w tym okrzyki bólu dochodzące
z innych cel.
Był zdziwiony tym, że znaleźli sposób żeby
go uratować, a na dodatek pozwalają mu żyć. Od momentu przebudzenia, żaden ze
strażników nie zaglądnął do ich celi, na wpół zajętej przez ciemność.
Otulała go, szeptała mu do ucha, kołysała go do snu, z którego miałby się nigdy
nie obudzić. Chciał umrzeć. Oh, jak bardzo chciał umrzeć, aby nie móc się
przydać jeszcze Czarnemu Panu. Jednak… to, że trzymali go tak długo świadczyło,
że przygotowują dla niego plan.
Usłyszał jęk swojego towarzysza, który już
po chwili uchylił powieki i zamrugał kilka razy. Severus nie miał nic do tego
chłopaka. Rozumiał go. Jego ból i cierpienie. Nigdy nie życzyłby mu takiego
końca. Jednakże w tej sytuacji, byłoby to dla niego najlepsze rozwiązanie.
-Coś nowego?- Spytał, a w jego głosie
pobrzmiewała ironiczna nutka.
Nie winił go za to. Musiał znaleźć sposób,
w którym przetrwa ten okres. Jeśli taka miałaby być jego gra, dlaczego on nie
mógł ciągnąć jej dalej?
-Nowa współlokatorka trafiła do cali
naprzeciwko.- Odpowiedział, starając się brzmieć naturalnie, jakby mówił o
pogodzie, a nie o potencjalnej ofierze.-Jeszcze się nie obudziła.
-Czyli zwiększa się liczba wesołej
gromadki- fuknął pod nosem i oparł potylicę o kamienną ścianę.
Zapadła cisza, którą co jakiś czas
przerywały głuche pojękiwania, które odbijały się echem. Czekanie. To było
najgorsze. Sekunda za sekundą. Czas leciał, cały czas przybliżając się do
nieuniknionego. Do śmierci.
-Jak myślisz…- Zaczął słabym głosem.-Dużo
nam pozostało?
-To zależy.
Ponowne fuknięcie wydobyło się z ust
Georga. Severus wiedział jak bardzo niepocieszony jest. Chciał działać. Lecz
każdy jego plan kończył się fiaskiem. Wiedział, bo sam nie raz to przeżywał.
Ichniejsza sytuacja okazała się być ślepym zaułkiem. Przed sobą mieli kamienną
ścianę, a za sobą oddziały Voldemorta.
-Od czego to zależy Snape?- Spytał,
wyraźnie zdenerwowany. -Od woli Voldemorta? Od jego kaprysu? Powiedz!
W pomieszczeniu rozniósł się okropny
zgrzyt otwieranych krat.
-Aktualnie od ciebie - zaczął, ściszając
głos.- Strażnicy weszli, jeśli nie zaprzestaniesz swojego nagłego zrywu, już
zaraz możesz zobaczyć się z bratem.
George zastygł w bezruchu. Severus
natomiast wodził wzrokiem za sylwetkami mężczyzn. Zatrzasnęli za sobą metalowe
drzwi, a ich huk zagłuszył ich gardłowy śmiech. Byli nad wyraz szczęśliwi ze
swojej fuchy. Bez problemu rozpoznał ich twarze, których nie ukryli pod
maskami. Przebrzydłe sługusy. Uwielbiali tortury. Wręcz błagali Czarnego Pana,
aby to oni mogli pomęczyć ofiarę. Młodzi, niedoświadczeni, ale za to aż do bólu
kreatywni. Ich kroki łączyły się wraz z mocnymi uderzeniami serca Severusa.
Coraz bardziej zbliżali się do ich celi. Kątem oka zauważył, że jego towarzysz
głośno przełyka ślinę. Czyżby to był już ten czas?
Barth zauważył jego czujny wzrok i posłał
w jego kierunku uśmieszek zadowolenia. Severus pomimo tego, że w środku, aż
buzował ze złości, na zewnątrz starał się przybrać maskę spokoju i opanowania.
Udało mu się. Zmroził młodziaka obojętnym spojrzeniem, na które ten
zaczerwienił się, aż po czubki swoich odstających uszu.
-Przyjdzie czas i na ciebie,
starcze.-Podszedł do kraty i wysyczał tuż przy jego twarzy.
-Czy gdybym nie był w łańcuchach również
odważyłbyś się to powiedzieć?-Spytał i wymusił na sobie ironiczny uśmiech.
Czuł pulsujący ból, który rozniósł się po
jego twarzy. Musiał mieć okropną ranę, która przy delikatnym ruchu, ponownie
się otworzyła. Już po chwili poczuł zapach krwi.
Berth zaśmiał się krótko i odszedł od krat.
-Przekonamy się niedługo.
Rzucił i odwrócił się zanim Severus zdążył
cokolwiek powiedzieć. Jego towarzysz, niejaki Gary Harris, był dość niski, lecz
na nieszczęście jego rywali, zdawał sobie sprawę z plusów takiej budowy ciała.
Twarz jak zawsze wykrzywioną miał w grymasie, lecz tracił dużo przez pryszcze,
które pokrywały jego policzka. Wiek młodzieńcy dał o siebie znać dość boleśnie,
sprawiając, że po części wzbudzał u swoich ofiar żal, a nie strach.
Harris chwycił za różdżkę i wymierzył jej
końcówką w zamek celi, która znajdowała się na przeciwko ich. Zamek ustąpił, a
drzwi ze zgrzytem uchyliły się. Severus usłyszał cichy, kobiecy jęk.
-Może dzisiaj będziesz bardziej
rozmowna.-Barth zwrócił się do niej głosem mrożącym krew w żyłach.
Kobieta nic nie odpowiedziała. Severus
zobaczył jedynie jak chowa się w kącie swojej celi. Barth zwrócił swoją różdżkę
w jej stronę i uśmiechnął się sadystycznie.
-A może jednak?-Spytał i przykucnął.
Kobieta pokręciła głową. Barth jakby
oczekując takiej odpowiedzi, z uśmiechem wbił w szyję kobiety różdżkę, a pod
nosem wypowiedział zaklęcie. Jej krzyk rozniósł się po pomieszczeniu,
sprawiając, że Severus wciągnął ze świstem powietrze. Gdy upadała na podłogę,
struga światła oświetliła jej twarz. Delikatną cerę pokrywała warstwa brudu i
krwi, jednak jej oczy...
Wiedział, kim jest.
-I tak dowiemy się, gdzie podziała się
twoja córeczka.
Harris oparł się o ścianę, a w dłoniach
obracał swoją różdżkę. Jego głos był obojętny oraz przerażająco spokojny. Był
maszyną. Torturował i zabijał bez mrugnięcia okiem. Nie miał skrupułów.
-Gdzie jest Beatrisa?-Spytał i uśmiechnął
się delikatnie.
Kobieta wciągnęła do płuc powietrze i
zaśmiała się szyderczo. Jej szmaragdowe oczy z kpiną wpatrywały się w mężczyzn.
-Nigdy wam tego nie powiem.
Ponownie po pomieszczeniu rozniósł się jej
krzyk, któremu akompaniował śmiech Harrisa. Snape zamknął oczy i oparł czoło o
kraty. Nie mógł uwierzyć, że wyszkolił takiego potwora.
***
Przebudziła się, gdy usłyszała huk
dochodzący z drugiego pomieszczenia oraz głośne przekleństwo. Niezdarnie wygramoliła
się z łóżka. Czuła jak nogi uginają się pod jej ciężarem. Nie wiedziała ile już
tutaj leżała. Gdy kładła się spać przez uchyloną firankę, widziała
rozgwieżdżone niebo. Teraz zasłonka została poprawiona, a ona nie mogła
dostrzec już pory dnia . Złapała się za metalową ramę łóżka i wymusiła na
sobie kilka pierwszych kroków. Po całym jej ciele rozniósł się okropny ból.
Zacisnęła mocno wargi i nie zwracając uwagi na obolałe ciało, ruszyła przed
siebie. Dłońmi starała się zapewnić sobie miejsce podtrzymania, a nogami powoli
szurała po podłodze. Z pomieszczenia obok nadal dochodziły dziwne odgłosy.
Rudowłosa rozejrzała się po pokoju, jednak nie zauważyła w nim swojej różdżki.
Dziwne, gdybym ot tak leżała tuż pod jej nosem. Złapała się za ramę drzwi i wychyliła
głową. Dziewczyna, która zabandażowała jej rany, krzątała się po niewielkim
aneksie kuchennym, wyraźnie zdenerwowana. Przystanęła nagle przed kuchenką i
uderzyła w palnik. Nic się nie wydarzyło.
-Przecież to nie może być takie
trudne...-warknęła pod nosem i założyła ręce na biodra.
Ginny nagle zwinęła się w pół, a z jej ust
wydobył się przeraźliwy syk. Dziewczyna zaalarmowana dźwiękiem, podbiegła do
niej i złapała ją za ramiona. Nogą przysunęła krzesło, na którym później ją
usadowiła.
-Co cię boli?- Spytała drżącym głosem.-
Spróbuj wytrzymać, zaraz dam ci eliksir wzmacniający.
Ginny skinęła tylko głową i otuliła
rękami swój brzuch. Czuła jakby tysiące noży wbijało się w jej ciało. Ból był
ogromny, jednak gdy dziewczyna wlała do jej gardła miksturę, a pod nosem
wymruczała nieznaną jej inkantację, powoli zaczął ustawać. Ginny zerknęła na
nią z zaskoczeniem.
-Kilka przydatnych trików, gdy nie ma w
pobliżu różdżki- odpowiedziała wzruszając ramionami.
Ginny nie chciała drążyć tematu.
Zachowanie dziewczyny utwierdziło ją jednak w przekonaniu, że miała ona
wcześniej kontakt z czarną magią, bowiem zaklęcie, które wyszeptała niosło za
sobą niebezpieczną moc. W powietrzu czuć było nadal pewne napięcie spowodowane
czarem.
-Nie powinnaś była się ruszać z łóżka. Jest
jeszcze na to za wcześnie.-Powiedziała rzeczowym tonem i pomogła jej wstać z
krzesła.
Już po chwili ponownie ułożyła ją do
łóżka. Ginny przyjrzała się jej uważnie. Jej zielone oczy błyszczały w dziwny
sposób, lecz twarz nie wyrażała niczego. Była pusta, jakby skamieniała. Czuła
jakby miała przed sobą marmurowy posąg.
-Kim jesteś? Dlaczego to robisz?- Spytała
szeptem.
Przez moment kobieta zastygła w bezruchu,
a jej twarz drgnęła w zdenerwowaniu. Odwróciła się i sięgnęła do szafki, z
której wyciągnęła flakonik z eliksirem.
-Musisz teraz odpoczywać.- Zwróciła się do
niej, nie patrząc jej w oczy.- Wypij.
Ginny przez chwilę się wahała, jednak
przyjęła fiolkę od dziewczyny. Spojrzała na nią i po raz pierwszy od dawna,
uśmiechnęła się delikatnie.
-Żeby włączyć piekarnik musisz kliknąć w
okrągły przycisk, wtedy wyskoczy ci pokrętło, które ustawiasz na odpowiednią
temperaturę.
Dziewczyna przez moment wpatrywała się w
Ginny ze zdziwieniem, jednak później wybuchła szczerym śmiechem.
-Niezdara ze mnie w mugolskich sprawach.
Nie spodziewałam się za to, że osoba równie czystej krwi, potrafi się tym
zajmować.
Ginny zastygła. Czarnowłosa jakby czując,
że powiedziała zbyt dużo odeszła od jej łóżka bez słowa i zniknęła ponownie w
drzwiach kuchni. Dziewczyna najwyraźniej wiedziała o niej więcej, niż ona o
niej. Czy więc to był przypadek, że ją wtedy uratowała, czy może to ukartowana
przez śmierciożerów intryga? Poczucie bezpieczeństwa, które w niej narastało,
może później okazać się dla niej zgubne. Nie mogła jej ufać.
Westchnęła i spojrzała na eliksir, który trzymała w dłoni. Odkręciła fiolkę i
powąchała jej zawartość. Tak jak myślała, Eliksir Słodkiego Snu. Przez moment
wahała się, jednak później odstawiła go na malutki stoliczek przy jej łóżku.
Oczywiście, że marzyła o śnie, który
będzie pozbawiony koszmarów. Miała już ich dość. Codzienne przeżywanie w kółko
śmierć Harryego, sprawiało, że zaczynała zastanawiać się czy teraz jej życie ma
jakikolwiek sens. Czy zdoła jeszcze kogoś pokochać? Czy może wcześniej spotka
swojego ukochanego gdzieś po drugiej stronie...
Jednak musiała być czujna. Nie mogła
pozwolić sobie na błogi sen, gdy potencjalne zagrożenie krząta się parę metrów
od niej.
***
Przebudziła się w środku nocy. Ron
ponownie wtulił się w jej ciało, a jego spokojny oddech łaskotał ją po szyi i
odsłoniętym ramieniu. Pomimo ciepła, które promieniowało od niego, czuła jak
przez jej ciało przechodzą dreszcze zimna. Pociągnęła nosem i uchyliła
delikatnie powieki. W ich pokoju panowała ciemność. Dopiero po chwili jej oczy
przyzwyczaiły się i zaczęła rejestrować niektóre meble. Niewielką kanapę w
chorobliwie zielonym kolorze, starą komodę, biurko oraz drzwi, prowadzące na
korytarz. Przez moment trwała nadal nieruchomo, jednak panika powoli zaczęła w
niej wzbierać. Delikatnie odsunęła kołdrę oraz przesunęła ramię Rona na bok.
Podniosła się z łóżka i złapała za gruby szlafrok, który wisiał na balustradzie
łóżka. Szczelnie się nim opatuliła, po czym wyszła z pokoju.
Nie wiedziała, czemu tak się działo, lecz
bliższy kontakt z mężczyzną wzbudzał w niej... strach? Nie, nie umiała tego
określić. Czuła jakby już nie była jego warta. Przecież stała się potworem.
Zabiła. Wzdrygnęła się na samo wspomnienia martwych oczu swojej ofiary. Chociaż
tak bardzo stara się zapewnić ich misji powodzenia, to nie zatuszuje tym
swojego haniebnego czynu. Nigdy. Miała tego świadomość, bowiem odzywała się w
mniej codziennie, wywołując poczucie winy, zżerające ją od środka. Wiedziała,
że jeśli tak dalej pójdzie, pozostanie w niej jedynie pusta przestrzeń, która
nie będzie zdolna do miłości, przyjaźni... jakiegokolwiek uczucia.
W kuchni żarzyło się nikłe światło,
dochodzące z kominka, w którym palił się ostatni kawałek drewna. Hermiona
usiadła przy okrągłym stole i przyjrzała się rozłożonej na nim mapie. Wioska
Dagnall widniała na niej zakreskowana czerwonym flamastrem. Obawiała się tej
akcji. Co jeśli będzie to kolejna krwawa rzeź, która pociągnie za sobą jedynie
ofiary? Oczywiście, że ufała Ronowi. Wierzyła w jego plan, lecz… nadal istniało
zagrożenie, że akcja zakończy się niepowodzeniem. A wtedy? Wtedy już nic nie
sprawi, że Zakon stanie na nogi.
Westchnęła głośno i przetarła dłonią
twarz. Powieki ciążyły jej ze zmęczenia, lecz była świadoma tego, że gdy tylko
położy się spać, koszmary ponownie do niej wrócą. Złapała za mapę i zwinęła ją
w rulon. Musi oczyścić swój umył. Nie może myśleć o misji, o przyszłości, o
Harrym. Łzy dopłynęły do jej oczu, zamazując obraz. Otarła je jednak szybko i
nie zwracając uwagi na szloch, który wydobył się z jej ust, odstawiła mapę do
szafy i wróciła do stolika. Ze zdziwieniem zauważyła na nim listę, która
powinna spoczywać w jej biurku oraz dodatkową kartkę, na którą ktoś nieudolnie
rzucił czar maskujący.
Jutro o
godzinie 20. Nie ma co zwlekać.
Krew w niej zawrzała. Spojrzała na listę i
zauważyła swoje skreślone nazwisko. Zgniotła kartkę i rzuciła nią do kominka.
Cała trzęsła się z przejęcia. Nie mogła uwierzyć, że zmienił termin akcji. Jak
on śmiał jej o tym nie poinformować?! Jak mógł zorganizować spotkanie, nie
uprzedzając jej wcześniej o tym?
Nagle zakręciło jej się w głowie, a przed
oczami pojawiły się mroczki. Opadła na kanapie i przygarnęła do siebie kolana.
Przymknęła na chwilę powieki i pozwoliła, aby ciepło dochodzące z kominka,
ogrzewało jej policzka. Czuła nieprzyjemne pieczenie w gardle, które
zwiastowało łzy. Tym razem nie powstrzymywała ich. Spływały po policzkach,
skapując na puchaty materiał szlafroka. Poczuła się… nieprzydatna. Wcześniej to
ona działała jako mózg drużyny. Ona, Ron i Harry. Nierozłączni, nierozerwalni,
nieśmiertelni. Teraz wszystko się zmieniło. Lecz nie mogła pozwolić, aby z
jakiegoś powodu została zepchnięta na drugi plan. Musiała działać! Nie mogła
pozwolić żeby wyruszyli bez jej pomocy. Pomimo, że wszyscy dookoła są
przekonani, że jest słaba, musi na przekór pokazać, że nic jej nie jest, że
potrafi. Bez problemu będzie w stanie stanąć do walki i wspomóc, aż nazbyt
zmniejszone, odziały Zakonu. Ron natomiast przekona się, że nie jest słabą
dziewuchą, która potrzebuje mężczyzn do pomocy. Ta walka będzie jej. To w niej
pokaże, że stać ją na wiele. Pokaże, że nadal jest tą samą Hermioną co kiedyś.
Kolejny rozdział gotowy. Może
długość nie jest powalając, ale obiecuję, że kolejny będzie o wiele bardziej
rozbudowany ( pojawi się w nim pewnie też trochę więcej akcji, bowiem ten był
chyba takim malutkim wypełnieniem myślowym bohaterów).